26 kwietnia
piątek
Marzeny, Klaudiusza, Marii
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Zasady przeciw obłudzie

Ocena: 2
1396

Media i liderzy opinii liberalnej gorszą się wulgaryzmami prezesa Obajtka, ale zachwycają się zdziczeniem językowym na demonstracjach aborcyjnych. Fundacja Batorego od tygodni urządza głębokie seminaria i konferencje na temat „języka rewolucji”. Bardziej umiarkowani (albo zmuszeni do urzędowego umiaru) – jak minister Bodnar, skądinąd pogromca mowy nienawiści – „rozumieją emocje”, które to zdziczenie generują. Kiedy zwróci się im uwagę na niekonsekwencję, odpowiadają – jak profesor Jacek Jaworski, „przekonany demokrata” – że „prezes Lempart nie ukrywa, że używa wulgaryzmów”, które mają „uzasadnienie”. No dobrze, ale bohaterowie „Wieczorów u Sowy i Przyjaciół” bynajmniej się nimi nie chwalili. Czy to powód, byśmy o obyczajach liberalnej elity zapomnieli? A jakie „uzasadnienie” można znaleźć dla osiągających szczyty wulgarności genitalnych autoanaliz Marka Belki, byłego prezesa Narodowego Banku Polskiego?

Biorąc przykład z Parlamentu Europejskiego, media i liderzy krajowej opinii liberalnej chcą wprowadzenia frekwencyjnej cenzury i zakazu wolnego udziału we Mszy Świętej, a jednocześnie domagają się nieograniczonej swobody urządzania aborcyjnych zbiegowisk. Antyeugeniczny wyrok z 22 października 2020 r. uznają za „pseudoorzeczenie pseudotrybunału”, ale kiedy przypomina się im dalej idące niewątpliwe orzeczenie niewątpliwego Trybunału z 28 maja 1997 r., udają, że nie słyszą, i mimo całej namiętnej miłości do pluralistycznej debaty – nabierają wody w usta. A przecież rzetelna debata wymaga przynajmniej zgody co do faktów, a nie udawania, że ich nie było.

Tak wygląda rzeczywistość postliberalnej demokracji. Właśnie dlatego w Parlamencie Europejskim naszym oponentom, gorszącym się znaną formułą premiera Orbána, cierpliwie powtarzałem: „nieliberalna demokracja” to nie postulat, to rozpoznanie tego, co właśnie wy uprawiacie.

Oczywiście, aby przywrócić moc demokracji klasycznej, opartej na debacie, należałoby odbudować jakąś przestrzeń wspólnych kryteriów i zgody co do faktów. Mówiąc inaczej – zapewnić życiu publicznemu minimum (wraz z możliwościami wzrostu) prawości i szczerości. Najlepiej byłoby po prostu stanąć w obronie języka, za szacunkiem, przeciw nienawiści. Nie udając, że zanim przyszła Lempart, nie było – w „Wyborczej” albo na łamach „Wyborczej” (i to całkiem niedawno) – „pier**lę nie rodzę” Blumsztajna albo „napi**dalajcie katolików” Urbana. Nikomu nie wolno odmawiać prawa do poprawy, szczególnie w Poście. Ale (teoretyczną) zmianę musi potwierdzać jakaś konsekwencja i wiarygodność.

Oczywiście, jeśli znalezienie pola wspólnych zasad jest niemożliwe, jakimś wyjściem jest jeszcze szczerość i rezygnacja z obłudy zagłuszanej siłą mikrofonów. W końcu zwolennicy strajku aborcyjnego mogą powiedzieć otwarcie: nowa demokracja potrzebuje nowego języka, „polszczyzna stara niech wy****dala!”. To też jest jakieś stanowisko. Będziemy z nim walczyć, będziemy bronić szacunku i polszczyzny, ale przynajmniej będzie wiadomo, o co się spieramy. Bo to nie my będziemy bronić języka prezesa Obajtka.

W sprawie Trybunału przeciwnicy wyroku październikowego też się powinni zdecydować: albo razem z Jarosławem Kaczyńskim są zwolennikami Trybunału, który ma nie przeszkadzać władzy, i wtedy (w imię przyszłych wygranych wyborów, kiedy już im nie będzie wolno przeszkadzać) ataki na antyeugeniczne orzeczenie nabierają pewnej logiki, albo niech sobie przypomną orzeczenie z 1997 r. i niech zrezygnują z ataków na ponowioną sentencję, jeśli ich deklaracje o demokracji konstytucyjnej i rządach prawa mają mieć jakąkolwiek wiarygodność.

Wszystko, co wyżej napisałem, dotyczy zasad, bo to zasady powinny regulować życie publiczne. Ale na szczęście w ich przestrzeganiu nie jesteśmy związani wzajemnością (choć bez wzajemnego uznania ich wpływ na życie społeczne jest o wiele słabszy).

Jeśli jednak dialog nie jest możliwy, a dobru wspólnemu zagraża działalność wywrotowa – potrzebna jest po prostu silna, suwerenna władza kierująca się dobrem wspólnym. Nawet bowiem gdy dialog nie jest możliwy – można realizować politykę opartą na szacunku. Gwarantując prawo i kierując się prawem. Kierując się dobrem wspólnym, ale sobie stawiając takie same wymagania jak oponentom. Przyjmując każdy słuszny postulat (bo na tym polega „rozmowa z ludźmi”) – niezależnie od tego, kto go przywołuje. Krytykując samowolę i wyrzekając się samowoli.

Tak działająca władza mogłaby nie tylko rozpocząć proces naprawy życia publicznego, przywrócenia w nim zasad szacunku i solidarności, ale też, dzięki swej wiarygodności, mogłaby poszerzać poparcie dla zasad, którym ma służyć. Ktoś powie, że to naiwne oczekiwania bez adresata. Tak bywa, nie zawsze mamy do kogo kierować postulaty. Ale to nie powód, by z nich rezygnować czy je zapomnieć. Bo dopiero wtedy może nastąpić zupełny rozkład politycznej wspólnoty narodu.

Idziemy nr 11 (802), 14 marca 2021 r.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Publicysta, historyk, przez wiele lat czynny polityk; był m.in. marszałkiem Sejmu w latach 2005-2007, przewodniczącym KRRiTV, posłem do Parlamentu Europejskiego.

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 26 kwietnia

Piątek, IV Tydzień wielkanocny
Ja jestem drogą i prawdą, i życiem.
Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 14, 1-6
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)
+ Nowenna do MB Królowej Polski 24 kwietnia - 2 maja

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter