Był kwiecień 1993 r. – zdałam właśnie wcześniejsze egzaminy do liceum. Mniej szczęścia mieli ci, którzy je dopiero kończyli, wtedy bowiem wybuchł strajk nauczycieli, poprzedzony strajkami ostrzegawczymi. Jan Olszewski jeszcze jako premier gasił je rok wcześniej. Matury, mające odbyć się 11 maja, odbyły się z tygodniowym poślizgiem. Teraz mają przebiegać terminowo: 6 maja.
Rząd w trybie ekspresowym uchwalił projekt nowelizacji ustawy oświatowej, na mocy której klasyfikować mógł jednoosobowo dyrektor szkoły, a w szczególnych przypadkach – organ prowadzący: wójt lub burmistrz ma wyznaczyć nauczyciela, który wystawi świadectwa. To, co zwykle robi co najmniej połowa wszystkich zatrudnionych nauczycieli, miałby robić sam.
Ustawa była procedowana w sejmie i senacie 25 kwietnia, by nazajutrz trafić na biurko prezydenta, dyrektorzy szkół dostali więc dwa dni na przeprowadzenie klasyfikacji uczniów: 29 i 30 kwietnia. Chodzi o 300 tys. maturzystów w całej Polsce. Być może naciski niestrajkujących nauczycieli, na których spadłby obowiązek ich – bądź co bądź – kolegów, być może naciski rodziców i samych maturzystów, a może nowelizacja ustawy, spowodowały, że ZNP zapowiedział zawieszenie strajku 27 kwietnia.
I od razu nastąpił podział podzielonych. Nauczyciele, dotychczas dzielący się na niestrajkujących i strajkujących, podzielili się w tej drugiej grupie. Na tych, którzy nad decyzją władz związkowych przeszli do porządku dziennego i mniej lub bardziej chętnie zakasali rękawy do pracy – oraz na tych, którzy na Sławomirze Broniarzu nie zostawili suchej nitki, bo „zakwestionował sens każdej demonstracji pięknych ludzi, którzy walczyli o coś, co jest bardzo ważne: o prawdę, o godność, o piękno edukacji”.
Nie wiem doprawdy, co pięknego w edukacji było przez 18 dni strajku. MEN zarzeka się, że rok szkolny nie będzie wydłużony, związkowcy zapowiadają „odwieszenie” strajku od września. Kiedy w takim razie uczniowie nadrobią zaległości z kilku tygodni – ostatnich i zapowiadanych? W soboty? W sierpniu? Nie nadrobią? A co na to obrońcy konstytucji gwarantującej równy dostęp do oświaty?
Strajk z 1993 r. nie przyniósł nauczycielom podwyżek, za czas protestu nie otrzymali wynagrodzeń; szkoły latami były i są niedofinansowane. Dzisiejsza sytuacja nie jest ani niczym nowym, ani efektem zaniedbań jednego rządu. Jedna specustawa tego nie zmieni, jeden okrągły stół też nie, ale od czegoś trzeba zacząć.