No i jednak nie zagłosowaliśmy 10 maja w wyborach prezydenckich. Wyborów ani nie odwołano, ani nie przeprowadzono. Sytuacja bez precedensu, ale w sumie przyjęta dość spokojnie. Czasy są rzeczywiście niezwykłe i coraz mniej spraw budzi nasze zdziwienie. Pewnie bylibyśmy w naprawdę dużym kłopocie, gdyby Państwowa Komisja Wyborcza nie znalazła naprawdę salomonowego wyjścia z tej pułapki. Zamiast sprawozdania z wyborów, które dopiero Sąd Najwyższy – znajdujący się w stanie transformacji i rozedrgany – musiałby uznać za nieważne, przeważyło spojrzenie od strony skutków: wyborów nie było, ponieważ nie można było głosować na żadnego kandydata. W rezultacie sięgnięto po przepis, który nakazuje marszałkowi sejmu ogłoszenie kolejnych wyborów w ciągu 14 dni. Muszą się one odbyć się w ciągu 60 kolejnych dni.
Najpewniej zagłosujemy 28 czerwca, ale możliwe też, że trochę później, w lipcu. Bo po drodze trzeba jeszcze uporządkować sytuację prawną dotyczącą wyborów. Zgodnie z porozumieniem Kaczyński-Gowin przywrócona zostanie wiodąca rola PKW w procesie organizacji wyborów. Zapewne też będą to wybory mieszane, a więc korespondencyjne tylko w części (dla osób starszych lub dla chętnych).
Czytaj dalej w e-wydaniu lub wydaniu drukowanym
Idziemy nr 20 (760), 17 maja 2020 r.
całość artykułu zostanie opublikowana na stronie po 27 maja 2020