26 kwietnia
piątek
Marzeny, Klaudiusza, Marii
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Nowa dyktatura?

Ocena: 0.972726
743

Gdy dobiegało końca głosowanie w amerykańskich wyborach, Donald Trump wysłał tweeta o następującej treści: „Wypadliśmy świetnie, ale próbują ukraść wybory. Nie pozwolimy im na to. Głosy nie mogą być wrzucane do urn po tym, gdy lokale wyborcze zostały zamknięte!”. Ale użytkownicy Twittera – najważniejszego obok Facebooka medium społecznościowego – zamiast tej wypowiedzi zobaczyli takie oto ostrzeżenie: „Ten Tweet zawiera treści, które mogą wzbudzać kontrowersje lub wprowadzać w błąd w kwestiach dotyczących udziału w wyborach lub innej procedurze obywatelskiej. Dowiedz się więcej”. By „dostać się” do wypowiedzi Trumpa, należało kliknąć „wyświetl”, niejako biorąc na siebie ryzyko kontaktu z rzekomą dezinformacją.

Czy prezydent Stanów Zjednoczonych, jeden z najpotężniejszych ludzi na świecie, napisał coś rzeczywiście nieakceptowalnego? Czy walczący o wyborcze zwycięstwo polityk nie ma prawa podnosić alarmu w sprawie liczenia głosów, a nawet krzyczeć, że dzieje się oszustwo? Oczywiście nie, jest to wypowiedź w pełni uprawniona w demokratycznej debacie. Ale nawet gdyby nie była, gdyby to było przekroczenie granic, to na jakiej zasadzie orzekał o tym będzie Twitter, czyli w istocie firma prywatna? Kto dał mu do tego upoważnienie? I nie można tu zasłonić się prawem własności, ponieważ owe media nie są zwykłymi przedsiębiorstwami; to giganty, które stały się oceanem, w którym pływają inne podmioty: politycy, media, biznes… Jeśli zaczynają stosować cenzurę, to tym samym w istocie mamy cenzurę w życiu publicznym. I choć sprawa tweetów Trumpa może wydawać się mało znaczącym marginesem, to dobrze pokazuje ona mechanizmy, które rządzą światem.

Niezależnie od ostatecznego wyniku wyborów w USA (na który być może przyjdzie nam poczekać) Donald Trump zaskoczył obserwatorów, zdobywając znacznie więcej głosów, niż się spodziewano. Dlaczego zaskoczył? Bo ośrodki badania opinii publicznej, wielkie media oraz ośrodki opiniotwórcze wykreowały coś w rodzaju fałszywego, zamkniętego koła. Wzajemnie się utwierdzały w swojej diagnozie, mówiącej o pełnej kompromitacji urzędującego prezydenta. Budowały także wizerunek Trumpa potwora, co z kolei sprawiało, że wyborcy ukrywali swoje przekonania. Co ciekawe, zdarzyło się to już drugi raz; cztery lata temu, gdy Trump wygrywał z Clinton, mieliśmy podobną sytuację. Jedna lekcja okazała się niewystarczająca.

Kolejne też nie wystarczą. To nie są bowiem wpadki, błędy czy niedoskonałości. Nie, to jest metoda działania, modus operandi. W istocie system polityczny, który właśnie dojrzewa na Zachodzie i zdaje się wchodzić w pełnię swojego rozwoju, coraz wyraźniej traci cechy klasycznej demokracji. Który z lewicowych liberałów realnie działa zgodnie z hasłem ukutym przez angielską pisarkę Evelyn Beatrice Hall: „Nie zgadzam się z tym, co mówisz, ale oddam życie, abyś miał prawo to powiedzieć”? Niewielu takich. Z redakcji, uczelni, z całej przestrzeni publicznej przeganiani są ostatni inaczej myślący. Fałszuje się nie tylko teraźniejszość, ale i przeszłość, w sposób ahistoryczny przepisując dzieje całych narodów. Młodzież uczy się nienawiści do własnej wspólnoty, a także – co ważne – faktycznej nietolerancji, a nawet nienawiści, oczywiście pod sztandarem tolerancji.

Demokracja, rozumiana jako ustrój, w którym wyborcy mogą w sposób relatywnie nieskrępowany dokonać korekty politycznej, powoli staje się przeszłością. Trump, owszem, cztery lata temu wygrał, ale jego dzisiejsza samotność potwierdza, że był to raczej łabędzi śpiew rządów ludu, a nie rzeczywisty przełom. W sferze klimatu intelektualnego czy ogólnego kursu cywilizacji jego prezydentura wiele nie zmieniała, choć oczywiście np. wprowadzenie konserwatywnych sędziów do Sądu Najwyższego ma swoją wagę. I nie jest to wina Trumpa, on sam walczył bardzo dzielnie, odważnie, chwilami wręcz heroicznie. Ale walca rewolucji powstrzymać nie mógł, chyba jest na to jeszcze zbyt wcześnie.

Czego dziś potrzebujemy? Najpilniej chyba nazwy dla tego nowego ustroju, który gwałtownie ogranicza poziom wolności na Zachodzie, który nakłada nam wszystkim kagańce i smycze, który manipuluje językiem i niszczy każdego, kto stanie na jego drodze. Musimy to nazwać. Cóż to jest, ten nowy zamordyzm? Może szkoda, że zużyliśmy pojęcie „postkomunizm”, określając w ten sposób naszą rzeczywistość w latach 90. Prawdziwy „postkomunizm”, a może „nowy komunizm”, dopiero nadchodzi, z Zachodu.

Idziemy nr 46 (786), 15 listopada 2020 r.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Autor jest redaktorem naczelnym tygodnika „W Sieci”

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 26 kwietnia

Piątek, IV Tydzień wielkanocny
Ja jestem drogą i prawdą, i życiem.
Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 14, 1-6
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)
+ Nowenna do MB Królowej Polski 24 kwietnia - 2 maja

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter