Rzadko się zdarza, by wybory europejskie i parlamentarne przypadały w tak bliskim czasie jak w tym roku, i na dodatek w tej kolejności. Oczywiście wyborów europejskich nie można sprowadzać do rzędu prawyborów naszych wyborów narodowych. W sytuacji, gdy obóz lewicowo-liberalny w Europie zmierza do zaboru kolejnych kompetencji państw narodowych, gdy angażuje się – szczególnie poprzez genderową konwencję stambulską! – w rewolucję społeczną w Europie, Polska winna wobec tych spraw zająć zdecydowane stanowisko i wysłać do Parlamentu Europejskiego jak najlepszą reprezentację. Tym bardziej, że w całej Europie budzi się reakcja w obronie dobra wspólnego narodów, pojawiają się nonkonformistyczne rządy, jak we Włoszech, albo nowe prawicowe ruchy polityczne, jak Vox w Hiszpanii. To Parlament Europejski jest najdogodniejszym terenem naszej akcji i kontrakcji w tych sprawach, to tam można budować (wstępne, bo ostateczne należy do rządów) poparcie dla projektów takich jak Międzynarodowa Konwencja Praw Rodziny i zawiązywać współpracę ugrupowań i polityków chcących bronić cywilizacji chrześcijańskiej i jej narodów.
Uważałem, że najlepiej tę misję wypełniłaby zorganizowana reprezentacja polskiej opinii katolickiej, jej środowisk gotowych do zaangażowania w wybory. O to zaapelowałem z przyjaciółmi na VI Chrześcijańskim Kongresie Społecznym na początku grudnia. Był jeszcze czas na wspólne wystąpienie, zanim zaczęły pojawiać się nowe propozycje, osłabiające siłę orędzia. Jak łatwo zauważyć, nowe ugrupowania organizują się wokół liderów, to oni dodają im rozpoznawalności i wiarygodności. Dlatego w tej sprawie zwróciłem się do Kai Godek, pełnomocniczki społecznego projektu ustawy „Zatrzymaj aborcję”, i do mojego kolegi z PE, prof. Mirosława Piotrowskiego, który zapowiedział powołanie partii Prawdziwa Europa.
Jednak mimo wstępnych rozmów, mimo propozycji zostania jednym z trzech rzeczników takiej listy, Kaja Godek zdecydowała się na start z partiami Wolność i Ruch Narodowy, obecnie już występującymi jako Konfederacja. Mirosław Piotrowski zwlekał z podjęciem szerszych działań zewnętrznych do czasu rejestracji sądowej swojej partii, zaznaczając zresztą z góry, że nie jest szczególnie zainteresowany budowaniem ponadpartyjnego porozumienia. Idea szerokiej reprezentacji aktywnych środowisk katolickich okazała się chwilowo niewykonalna.
Co zdecydowało? Otóż przede wszystkim to, że opinię katolicką w naszym kraju ciągle rozrywają namiętności partyjne i partykularyzm. Jednych fascynuje PiS, innych Ruch Narodowy, jeszcze innych technologia polityczna, która każe wymyślać „projekty”, zamiast po prostu jednoczyć siły, środowiska i ludzi. Nie pisałbym o tym, gdyby nie to, że ciągle jeszcze – choć już nie w tych wyborach – można wyciągnąć z tego konieczne wnioski. Oczywiście nie wolno lekceważyć czynnika czasu. Jest on zawsze nierozłącznie związany z ludzką odpowiedzialnością, bo tylko ten czas jest nam dany.