27 kwietnia
sobota
Zyty, Teofila, Felicji
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

2024

Więcej

Trzymam cię. Tata

Ocena: 0
6251

Kiedy już byłem na dnie i chciałem popełnić samobójstwo, Bóg przemienił moje życie – mówi raper Piotr Plichta „Poison”, szczęśliwy mąż i ojciec.

fot. arch Piotra Plichty

Na koncertach ludzie płaczą przy utworze o cudzie narodzin córeczki Poli i miłości do niej. Trudno uwierzyć, że śpiewa to twardziel, który brał dragi, sterydy, psychotropy, bił, włamywał się i chodził na ustawki pseudokibiców.

– Pochodzę ze Stalowej Woli, z normalnej, katolickiej rodziny. A jednak popłynąłem – opowiada o sobie.

Od dziecka był uzdolniony muzycznie, pisał teksty piosenek, rysował i rzeźbił. Urodzony u progu wolności, w 1987 r., nie doświadczył już peerelowskiej szkoły. Ale w niedużym mieście z walczącym o przeżycie przemysłem brakowało mu perspektyw na życie.

– W szkole średniej chciałem pokazać kolegom, że jestem nie do złamania. Dołączyłem do pseudokibiców. Ustawialiśmy się z innymi klubami i biliśmy się. Byłem szybki, koledzy chcieli zabierać mnie wszędzie i wystawiali na „solówki” – wspomina „Poison”.

– Zacząłem brać anabole, bo w tej subkulturze tak jest: im większy masz kark, tym większy respekt czują inni. Sterydy też sprzedawałem, wiedziałem o nich wszystko. Wkręciłem się jeszcze w narkotyki, zacząłem od marihuany. Paliłem codziennie przez cztery lata. Kosztowałem wszystkiego: psychotropów, grzybów halucynogennych, amfetaminy. Były momenty, że zaczynałem zapominać podstawowe słowa, na przykład jak się nazywa leżący na stole przedmiot, którym był długopis. Zawaliłem w szkole rok, bo interesowało mnie tylko, jak zdobyć narkotyki. Stawałem się coraz bardziej agresywny, kolegów z klasy potrafiłem zaciągnąć w szkole do toalety i bić z głowy. Moim wzorem byli ludzie, którzy upokarzali innych. Najbardziej imponowali tacy kibice jak ten, który dostał cegłówką i przeżył. Albo inny, pałowany przez dziesięciu policjantów, co się nie ugiął. Taki był dla mnie kozakiem, wzorem faceta, wydawało mi się to takie męskie – opowiada. – Sięgnąłem dna. Nie mogłem na siebie patrzeć, w lustrze widziałem trupa.

 

Choćby nam mówili,
że nie mamy szans
To nieprawda,
Duch Święty jest w nas

„Po co właściwie istnieję” – myślałem i chciałem ze sobą skończyć. Wydawało mi się, że skoczyć z dziesiątego piętra to dla mnie pikuś, nie bałem się śmierci. Leżąc na łóżku i tak rozmyślając, w pewnej chwili powiedziałem: „Boże, jeżeli naprawdę istniejesz, jeżeli mnie uratujesz, to oddam ci całe moje życie”. Nagle poczułem, jak moje ciało od nóg aż po czubek głowy wypełnia ciepło, w sercu zacząłem czuć pokój. Pomyślałem: „Zwariowałem”, ale w mojej głowie pojawiły się słowa: „Wszystko będzie dobrze”, i jakieś przeświadczenie, że Bóg mi pomoże. Płakałem bardzo tej nocy, jakbym się oczyszczał. Na drugi dzień czułem wewnętrzną siłę, jakiej dotychczas nigdy nie odczuwałem i nie miałem. Wszystko zaczęło nabierać innego wymiaru, przestało być szare, zacząłem inaczej myśleć. Chciałem się pojednać z ludźmi, którym ubliżałem – wspomina.

To było dziesięć lat temu: zaczęła się metamorfoza, która trwa do dzisiaj. Od momentu, kiedy pomodlił się pierwszy raz, znikła potrzeba brania narkotyków. Trafił do protestanckiej wspólnoty chrześcijan wiary ewangelicznej, która spotykała się kościele na rozważanie Słowa Bożego.

– Zadzwonili ziomale i miałem odwagę powiedzieć: „Stary, ale ja już nie biorę”. Trzy-cztery tygodnie później nie mogłem wytrzymać, żeby nie pójść do nich na osiedle. Chłopaki siedzieli przy piaskownicy, podawali sobie szkło, leciały browary. Wpadam do nich z Pismem Świętym, czytam o kochającym nas Jezusie, opowiadam o swoim nawróceniu. Niektórzy zaczęli się śmiać, mówili, że zwariowałem, trafiłem do sekty, że jestem z „jehowy”. Ale jeden z kolegów chciał zmienić swoje życie. „Jezu, chcę Cię poznać jak Piotrek, przyjdź i zmień coś w moim życiu” – modlił się. Tak jak ja poczuł wypełniające ciepło. Następnego dnia wyrzucił z szafy cały towar, którym handlował. Pomyślałem wtedy: „To działa”. Bóg zaczął się mną posługiwać! Zacząłem chodzić po osiedlu mówić o Jezusie, a ci którzy się nawrócili, przekazywali to innym osobom. Tworzyła się atmosfera, którą ludzie nazywali „przebudzenie”.

 

Gdyby pytali: tożsamość mi znana
Mam geny Króla,
dziedzictwo mego Pana

W nawróceniu Piotra Plichty znaczący udział miała żona Emilia. – Poznaliśmy się w szkole średniej, kiedy jeszcze byłem rozrabiaką. Ona chodziła do starszej klasy. Miałem depresję, Emilka była jedyną osobą, która o mnie pamiętała, przyniosła drobny prezent urodzinowy. Ta bezwarunkowa miłość coś we mnie złamała. Zakochałem się. Emilka pomogła mi wiele zmienić. Kiedy miałem słabsze dni i próbowałem jeszcze popalać, utwierdzała mnie: „Po co masz wracać na osiedle?”.

Myślał o założeniu rodziny, ale w Stalowej Woli praca za 900 zł nie dawała perspektyw. Wyjechał do Londynu, gdzie z ojcem pracowali w budowlance.

Ślub z Emilką wzięli w Polsce i planowali wyjazd na stałe do Anglii. Ale Bóg miał inny plan. – Miałem wcześniej sen, który był jak wizja przyszłości. Stało się, że kolega zaprosił nas do Warszawy na konferencję w kościele. Wchodzimy do kościoła i widzę tam wysokiego, dwumetrowego człowieka wykładającego Słowo Boże – to był obraz z mojego snu. Zrozumiałem, że zamiast do Londynu, mamy z żoną przyjechać do Warszawy. Sprowadziliśmy się z jedną torbą, prawie nikogo nie znając. Na drugi dzień znalazłem pracę, a po miesiącu – w księgowości – Emilka. No i skończyłem szkołę biblijną – opowiada Piotr.

Jego marzenia zaczęły się spełniać. Nagrał pierwsze klipy i puścił je w sieć. Coraz więcej zainteresowanych ludzi dzwoniło, w rezultacie zagrał sto koncertów. W przygotowaniu jest płyta „Szepty sumienia”, która wymaga jeszcze zebrania środków finansowych. Śpiewa o najważniejszych wartościach, o ojcostwie. Z inicjatywy Emilki oboje zajmują się produkcją filmową, kręcą spoty, teledyski, wideoklipy.

Każdy koncert to nie tylko muzyka, ale dzielenie się świadectwem życia. Między utworami opowiada o swoim nawróceniu. Z łatwością dociera do młodych ludzi. Zapraszany jest do więzień, ośrodków dla nieletnich.

– Jeżdżę tam z wielką chęcią. Potrafię dotrzeć do tych, którzy żyją w mroku, bo sam tam byłem – mówi o swojej misji. Stworzył projekt „Jedno życie” i od kilku lat nie tylko w szkołach prowadzi profilaktykę przeciwko uzależnieniom. – Mam nadzieję, że uda nam się otrzymać dotacje z ministerstwa sprawiedliwości, żeby za darmo mogły nas zapraszać chętne placówki – mówi.

Nie zmienił swojej ksywy sprzed nawrócenia. Poison – trucizna, nabrało innego znaczenia. – Mówią mi czasem, że tylko truję o Panu Bogu. Może to jest dla innych niewygodne, ale zmienia życie, tak jak moje. Będę do końca życia mówił o Nim – deklaruje nawrócony raper.

 

Pierwszy raz
trzymam cię w rękach.
Boże to cud!
Chyba wymiękam

„Łzy w oczach faceta. Patrzą na mnie jak na wariata. P.S. Trzymam Cię. Tata” – śpiewa Piotr Plichta w utworze „Pierwszy wdech”. W refrenie dzieci z Gospel Joy wtórują: „My chcemy żyć, kochamy być, czujemy razem z tobą”.

– Chciałem zamanifestować za życiem, przeciwko aborcji. Nie jest w porządku, kiedy dorośli decydują, które dziecko ma żyć. Znam ludzi bez rąk i nóg potrafiących żyć pełnią życia lepiej niż osoby w pełni sprawne fizycznie. Znam dzieci z zespołem Downa, są wspaniałymi ludźmi, takimi sami jak pozostałe dzieci – mówi.

– Kiedy żona zaszła w ciążę, coś we mnie zaczęło zmieniać, zacząłem dojrzewać do ojcostwa – opowiada o sobie. – Pojechaliśmy na poród, Emilkę zabrano na cesarkę. Krążyłem po korytarzu. Kiedy wśród różnych głosów usłyszałem krzyk dziecka, wiedziałem, że to moja córeczka. Śmiałem się i płakałem. Pamiętam, kiedy dostałem pierwszy raz Polę na ręce. Trudno opisać radość, to było czymś niesamowitym, Bożym cudem. Ludzie przyglądali mi się, kiedy stałem tak ze łzami w oczach – wspomina wzruszony.

Zadzwonili ziomale i miałem odwagę powiedzieć: „Stary, ale ja już nie biorę”

Jak mówi, dziecko wywraca wszystko do góry nogami. Zaczyna się od poświęcania siebie, zwłaszcza kiedy rodzina jest daleko, a rodzice muszą dzielić obowiązki na dwoje.

– Zmęczenie dawało się we znaki – nie ukrywa młody ojciec – ale była też radość nie do opisania. „Nieprzespane godziny, miesiące, lata, z każdym uśmiechem na twarzy twej latam, siła powraca” – śpiewa w utworze o córeczce. – Kiedy pojadę na koncert i nie ma mnie nawet kilka godzin w domu, już tęsknię, żeby być z dzieckiem, bo każda chwila jest cenna – mówi o ojcostwie. Czytają z Polą książki, z jej ulubionym „Kubusiem Puchatkiem”.

Pola ma już rok i dziewięć miesięcy. – Wczoraj zaczęła jeździć na hulajnodze. Jest na etapie powtarzania wszystkiego, co usłyszy. Trzeba uważać, co się mówi – śmieje się tata, szczęśliwy, że już niedługo dzieci będzie dwoje.

– Chciałbym przekazać jej dobre wartości, wiarę, prawdę o tym, że Pan Bóg jest i nas kocha. Chciałbym być dla niej ojcem, który ma zawsze otwarte ręce, jak Bóg Ojciec w niebie, który do końca zawsze czekał na mnie, nawet jak ja nawalałem. Nawet kiedy potrafiłem odejść jak syn marnotrawny. Chcę być takim ojcem na pierwowzór naszego Ojca w niebie, od niego czerpać i dawać siebie rodzinie – mówi raper. – Bóg jest dla mnie niesamowitym ojcem, który zawsze się mną opiekuje. Jeśli czegoś w życiu brakuje, można to odnaleźć właśnie w nim – podkreśla.

Kiedy ten numer „Idziemy” trafi do naszych czytelników, Emilia i Piotr Plichtowie będą witać na tym świecie synka.

Śródtytuły pochodzą z utworów Piotra Plichty „Poisona”

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Archiwum

Wybierz dział:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 26 kwietnia

Piątek, IV Tydzień wielkanocny
Ja jestem drogą i prawdą, i życiem.
Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 14, 1-6
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)
+ Nowenna do MB Królowej Polski 24 kwietnia - 2 maja

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter