Zdobywcy Mount Everestu pozostawili na nim flagę narodową, krzyż oraz różaniec od Ojca Świętego – pisał do Jana Pawła II kapelan słynnej wyprawy polskich himalaistów.
Od pionierskiego wyczynu Polaków, którzy jako pierwsi stanęli na szczycie Mount Everestu zimą, minęło 17 lutego 40 lat. Ataku szczytowego dokonały dwie osoby – Leszek Cichy i Krzysztof Wielicki. W wyprawie brał udział ks. Stanisław Kardasz, kapłan diecezji chełmińskiej i członek GOPR-u. W czasie audiencji w Castel Gandolfo 25 sierpnia 1979 r. ks. Kardasz otrzymał od Papieża różaniec. Właśnie ten dar himalaiści postanowili umieścić na „dachu świata” – szczycie o wysokości 8848 m n.p.m. W liście do Jana Pawła II ks. Kardasz pisał: „Ukochany Ojcze Święty – wszyscy członkowie wyprawy bardzo chcieli wziąć udział w ataku szczytowym, by wynieść tam krzyż i różaniec, by, jak mówili: »zrobić przyjemność naszemu papieżowi, który jako góral będzie się z tego cieszył«. Mogło to zrobić tylko dwóch, ale wszyscy zasłużyli na nagrodę”.
Kapelan opowiadał również o przebiegu wyprawy: „Temperatura spadała poniżej minus 40 stopni C, huraganowe wiatry zrywały namioty i uniemożliwiały wspinaczkę. Założenie III i IV obozu trwało około miesiąca”. Ksiądz Kardasz codziennie odprawiał Mszę Świętą, która była transmitowana przez radiotelefon do wszystkich obozów, m.in. do zwycięzców na szczycie.
Papież pogratulował Polakom wyczynu, który odbił się szerokim echem po całym świecie. Sukces zbiegł się w czasie z rodzeniem się „Solidarności”; miał miejsce rok po pierwszej pielgrzymce Jana Pawła II do Polski i obrazował stan ducha rodaków w tym czasie. Papieskiego różańca w tej chwili już nie ma na Mount Evereście, gdyż kolejni zdobywcy zabrali to, co zostawili poprzednicy.
Jan Paweł II od dzieciństwa był miłośnikiem gór, choć turystykę traktował rekreacyjnie i nigdy nie uprawiał sportów ekstremalnych. Miłość do wędrówek zaszczepił w nim jego ojciec, z którym w dzieciństwie zdobywał beskidzkie szczyty. Później jako ksiądz i biskup Karol Wojtyła regularnie wybierał się w góry, w towarzystwie przyjaciół oraz młodzieży, dla której był duszpasterzem. Do dziś w polskich górach możemy trafić na liczne tzw. szlaki papieskie, którymi chodził przyszły papież. Służby komunistyczne obserwowały działalność krakowskiego biskupa, dlatego wspólne wyjazdy turystyczne w mało uczęszczane miejsca umożliwiały „gubienie obserwatorów” i były świetną okazją do pracy wśród studentów.
Zimą bp Wojtyła jeździł na nartach. Wykorzystywał każdy moment, by pośród licznych obowiązków wyrwać się na chwilę na łono natury. Obecny biskup senior Adam Dyczkowski tak wspominał jedną ze wspólnych wypraw: „Telefon [od kardynała Wojtyły]: »Adam, kończę wizytację w Nowym Targu, przyjeżdżaj, pojedziemy w Gorce na narty«. (…) On miał tak zwane foki, bo kardynał preferował przede wszystkim narciarstwo turystyczne. Foki to były takie wąskie paski, futra foki, które się przypinało pod narty i pod włos szło się do góry tak, że narty miały oparcie, nie ślizgały się”.
Na narty bp Wojtyła przyjeżdżał przede wszystkim do sióstr urszulanek, do Zakopanego, na Jaszczurówkę. Miał tam stale przygotowany skromny pokój z łazienką za parawanem. Siostra Teresa Batogowska wspomina jedną z wizyt kardynała: „To było już bardzo późno, przed dwunastą w nocy, a była to noc zupełnie wyjątkowa. Było tak nieprawdopodobnie jasno jak w dzień, bo była pełnia księżyca, spadł cudowny, świeży śnieg, który jeszcze potęgował tę jasność. Ja wtedy czekałam na księdza kardynała. Wysiadł z auta, rozejrzał się, że jest tak nieprawdopodobnie pięknie i jasno. Szybko przybiegł na górę, zdjął sutannę, przybrał się do nart, zbiegł na dół. Na dole przypiął narty i tu, na tym stoku pod Nosalem, na tej oślej górce, jeszcze szusował gdzieś do koło drugiej nad ranem. Ja się tak zdziwiłam, że o tej porze na narty, a ksiądz kardynał się uśmiechnął i powiedział: »Siostro, muszę wydychać zły Kraków«. Bo Kraków miał wtedy bardzo złe powietrze. Nowa Huta bardzo truła miasto”.
Później jako papież również wyjeżdżał na letnie bądź zimowe wyprawy w góry. Kontakt z pięknem przyrody pomagał mu rozważać wielkość Boga: „Dziękuję Bogu za czas odpoczynku w ciszy tych gór, których majestatyczna panorama porywa duszę do kontemplacji mądrości i dobroci Stwórcy” – mówił we włoskiej dolinie Aosty w 1997 r.
Traktował także wysiłek zdobywania szczytów jako okazję do pracy nad sobą i pokonywania słabości. „Góry pozwalają doświadczyć trudu wspinaczki, strome podejścia kształtują charakter, a kontakt z przyrodą daje pogodę ducha” – podkreślał we włoskim Domegge w 1992 r.