Po 340 latach od wiktorii wiedeńskiej wciąż można natrafić na ślady tej bitwy we włoskim Loreto. Świadczą one o pobożności maryjnej Jana III Sobieskiego i wskazują na patronów, którym król przypisywał zwycięstwo.
Na polach pod Wiedniem nie opadł jeszcze bitewny pył, gdy Jan III Sobieski chwycił za pióro. W dalekim Rzymie na rezultat batalii, od której zależał los Europy, czekał z drżeniem serca papież Innocenty XI. „Przybyliśmy, zobaczyliśmy, a Bóg zwyciężył” – skreślił naprędce kilka słów po łacinie król Jan, nawiązując do słynnej „depeszy” Juliusza Cezara do rzymskiego senatu. W przeciwieństwie jednak do tamtego wodza, który całą zasługę w zwycięstwie nad wrogiem przypisywał sobie („Przybyłem, zobaczyłem, zwyciężyłem”), Jan III Sobieski oddawał tryumf pod Wiedniem Bogu, wstawiennictwu Maryi i świętych. I nie było w jego słowach niczego z retoryki czy fałszywej pokory, o czym świadczy życie króla, a zwłaszcza jego droga na Wiedeń.
MARYJNYM SZLAKIEM
Na odsiecz Wiedniowi król wyruszył z Krakowa 15 sierpnia 1683 r., w święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Nad jego orszakiem powiewała wielka chorągiew z godłem polskiego państwa i wizerunkiem Matki Bożej Częstochowskiej, przed której obrazem król modlił się, zanim dotarł do Krakowa. Zatrzymawszy się na postój w Bytomiu, udał się pieszo ze swoją świtą do Matki Bożej Piekarskiej, błagać Ją żarliwie o wstawiennictwo na czas czekającej go bitwy. Równie długo modlił się przed obrazem Matki Bożej Pokornej w Rudach koło Raciborza, w tamtejszym opactwie cystersów.
Kiedy więc 12 września, po zakończeniu krwawych zmagań pod Wiedniem, polskie hufce fetowały zwycięstwo, król nie miał wątpliwości, kto wstawiał się w tej bitwie za jego rycerstwem. Niedługo potem skierował więc prośbę do papieża, aby dzień 12 września uczynić świętem Maryi. Innocenty XI (1676–1689) nie tylko spełnił prośbę polskiego króla, ustanawiając w całym Kościele święto Imienia Maryi, ale także polecił, aby w Rzymie wzniesiono kościół pod tym właśnie wezwaniem (pisał o nim w Idziemy ks. Waldemar Turek).
LORETAŃSKA ZE ZGLISZCZY
Wśród wielu wizerunków Najświętszej Maryi Panny czczonych w rodzinie Sobieskich jeden cieszył się szczególnym kultem – ten Matki Bożej z Loreto. Nabożeństwo do Niej wzrosło jeszcze po wiktorii wiedeńskiej, gdy w zgliszczach spalonego przez Turków pałacu hetman wielki koronny Stanisław Jabłonowski znalazł niewielki obraz przedstawiający Madonnę z loretańskiego domku, otoczoną przez anioły trzymające łaciński napis: „W tym obrazie Maryi ja Jan będę zwycięzcą – W tym obrazie Maryi zwyciężysz, Janie”.
Król uznał ten obraz i towarzyszące mu słowa za potwierdzenie wstawiennictwa Maryi w bitwie pod Wiedniem, zabierał go więc ze sobą na wszystkie kolejne wyprawy wojenne. A Matce Bożej z Loreto w dowód swej wielkiej wdzięczności przesłał do Jej włoskiego sanktuarium szczególne dary: własną karabelę spod Chocimia, szablę i namiot wielkiego wezyra spod Wiednia oraz jeden z tureckich sztandarów zdobytych w bitwie pod Parkanami. Większość tych darów wróciła do Polski, uratowana przed grabieżą podczas kampanii napoleońskiej przez dowódcę legionów Jana Henryka Dąbrowskiego.
W loretańskim sanktuarium z pamiątek po wiktorii wiedeńskiej pozostały więc jedynie szaty liturgiczne i duży baldachim wykonane z tkaniny namiotu wielkiego wezyra. Od czasu do czasu używa się ich jeszcze podczas szczególnie podniosłych uroczystości. Do zwycięstwa króla Jan III Sobieskiego pod Wiedniem nawiązują jednak w bazylice jeszcze inne pamiątki: pierwszą, najstarszą, jest niewątpliwie łacińskie epitafium, niedługo po bitwie wbudowane w ścianę loretańskiej bazyliki. Przypisuje ono chwałę zwycięstwa nad Turkami wstawiennictwu Matki Bożej Loretańskiej i wspomina o Jej obrazie, cudownie znalezionym pod Wiedniem.
Do samej bitwy nawiązuje również fresk w polskiej kaplicy, autorstwa Artura Gattiego, z początku XX w. Ten loretański artysta przedstawił na nim wszystkie najważniejsze postaci związane z tą bitwą: polskiego króla na koniu, polskich rycerzy, Turków powalonych na ziemię, dzielnego łucznika wydzierającego Turkowi chorągiew podarowaną później papieżowi i kapucyna Marca d’Aviano z obrazem Matki Bożej Loretańskiej znalezionym w ruinach wiedeńskiego pałacu.
TOWARZYSZ KRÓLA
Korzystając z przychylności Innocentego XI, trzy lata po wiedeńskiej wiktorii Jan III Sobieski zwrócił się do niego z jeszcze jedną prośbą: „Ojcze Święty – pisał – w całym Królestwie Polskim św. Jacek cieszył się zawsze największym kultem i niezliczone są łaski, które Pan Bóg za jego wstawiennictwem był i jest łaskaw udzielać zamieszkującym go ludom. To dlatego udając się na ostatnią wojnę [z Turkami], obrałem go sobie za jednego ze swoich obrońców, aby towarzyszył mi w tej wyprawie, podjętej w imię Świętej Wiary [przed wyruszeniem pod Wiedeń król modlił się długo przy grobie św. Jacka Odrowąża w Krakowie – przyp. A.N.]. Całe Królestwo Polskie, rozpalone żarem pobożności, pragnie zatem najgoręcej, aby św. Jacek zaliczony został pomiędzy jego głównych Patronów”.
Argumenty zawarte w liście króla odniosły skutek. 31 sierpnia 1686 r. Kongregacja Obrzędów ustanowiła św. Jacka głównym patronem Królestwa Polskiego (na równi ze św. Wojciechem, św. Stanisławem Biskupem i Męczennikiem oraz św. Stanisławem Kostką). Decyzję tę papież potwierdził 24 września 1686 r. w liście apostolskim w formie breve.
Wspominamy o tym dlatego, że oprócz wizerunku św. Jacka w kaplicy polskiej w Loreto udało się nam niedawno odkryć jeszcze jeden, pomijany w dotychczasowych opracowaniach. W sali nr 1 Papieskiego Muzeum Santa Casa w Loreto wystawione są bowiem od pewnego czasu rysunki przygotowawcze do fresków, którymi w latach 1890–1907 udekorowano główną kopułę bazyliki. Freski te w symboliczny sposób przedstawiają niektóre wezwania z Litanii loretańskiej oraz historię dogmatu o niepokalanym poczęciu Najświętszej Maryi Panny. Na jednym z nich autor Cesare Maccari (1840–1919) ukazał naszego świętego, klęczącego z monstrancją w ręku w czasie przechodzącej procesji. Zobaczywszy z bliska postać św. Jacka na rysunkach w muzeum, łatwiej nam go później odszukać na freskach pod kopułą loretańskiej bazyliki.
Pielgrzymując do sanktuarium w Loreto, warto pamiętać o wszystkich śladach łączących to święte miejsce z wiktorią wiedeńską – „matką wszystkich bitew”, jak ją określają niektórzy historycy.