Koniec roku jest więc dla szkoleniowca koszykarzy jednym z najlepszych okresów w karierze.
Dwa nazwiska, dwie dyscypliny sportu i dwie, jakże odmienne, sytuacje. Mike Taylor jest szkoleniowcem polskiej kadry koszykarzy. Leszek Krowicki opiekuje się polską reprezentacją piłkarek ręcznych. Kiedy obaj zaczynali pracę, niewielu im zazdrościło. Koszykówka w Polsce na sukcesy czeka od niepamiętnych czasów. Szczypiornistki były akurat po bardzo udanych występach na mistrzostwach świata, ale też po rozstaniu z Kimem Rasmussenem, czyli trenerem, który odbudował reprezentację. Obaj panowie mają już za sobą wiele trudnych momentów. Ale jeden z nich wyszedł z tego wzmocniony, drugi zaś jest coraz bliżej ściany.
Taylor był już na dobrej drodze, by dołączyć do listy trenerów zza granicy, którzy w Polsce nie potrafili sobie poradzić z inną mentalnością, kulturą czy wreszcie problemami typowymi dla naszego sportu. Wydawało się, że tej współpracy nie uratuje nic. A jednak stało się inaczej. Taylor rozpoczął pracę w klubie w Niemczech, dogadał się z najważniejszymi zawodnikami (Maciejem Lampem), wyciągnął wnioski z porażek i w ten sposób w trakcie eliminacji mistrzostw świata narodził się nowy zespół. Metamorfoza wyjątkowa. I jakże radosna, bo Polska po trwającej ponad pół wieku przerwie może zagrać na mistrzostwach świata. A ojciec tego sukcesu, Mike Taylor, ma szansę jeszcze mocniej zapisać się w historii koszykówki w naszym kraju.
Leszek Krowicki jest na przeciwnym biegunie. Kadra piłkarek ręcznych, niestety, podąża drogą męskiej reprezentacji. I wkrótce może znaleźć się w bardzo trudnym położeniu. Nieudane mistrzostwa Europy we Francji sprawiły, że w eliminacjach mistrzostw świata wylosujemy trudnego rywala. A jeśli odpadniemy w kolejnych kwalifikacjach, możemy zapomnieć o walce o awans na igrzyska. W ten sposób kula śnieżna będzie rosła. Bo mamy zespół, w którym brakuje dopływu świeżej krwi, a najbardziej doświadczone zawodniczki są coraz starsze. Za nimi zieje dziura – i może się okazać, że będzie to czarna dziura dla całej dyscypliny.
Nie jest to, oczywiście, wina trenera Krowickiego. Nie on odpowiada za system szkolenia i brak talentów. Ale on odpowiada za wyniki reprezentacji. A te powinny być po prostu lepsze. Na trzech kolejnych wielkich imprezach Polska wygrała jeden mecz z poważnym rywalem – rok temu na mistrzostwach świata pokonaliśmy Szwecję. To naprawdę za mało, by powiedzieć, że praca trenera Krowickiego przyniosła efekty.
Koniec roku jest więc dla szkoleniowca koszykarzy jednym z najlepszych okresów w karierze, a dla opiekuna kadry szczypiornistek to czas na poważne zastanowienie się nad przyszłością – swoją i drużyny.