Przeżywaliśmy go od początku roku. To był serial, który w pewnym momencie wydawał się nie mieć końca.
„Kogo wybierze PZPN”, „Lista kandydatów coraz dłuższa”, „Prezes skłania się ku Polakowi”, „Faworytem trener zagraniczny”, „Już tylko trzech kandydatów na liście”, „Decyzja coraz bliżej”. Takie lub podobne tytuły atakowały nas niemal non stop.
Dziennikarze dali się złapać w sidła i nie było dnia, by nie pojawił się jakiś gorący news. Karuzela z nazwiskami pędziła chwilami w tempie zastraszającym. Włoch, Portugalczyk, Anglik, Francuz, Polak, Niemiec, a może jednak inny cudzoziemiec? Kto? No kto będzie prowadził piłkarską reprezentację Polski? Ten, a może jednak tamten?
Niestety, wybór nowego szkoleniowca przypominał chwilami kiepski kabaret. Winę za taki stan rzeczy ponosi zarówno piłkarska federacja, jak i natarczywie szukające sensacji media. Szkoda, że tak to wyglądało. Nie słyszałem bowiem ciekawych, inspirujących dyskusji o tym, co powinno się robić, by uzdrowić polską piłkę. Tematem było tylko nazwisko nowego selekcjonera. A przecież pierwsza reprezentacja, chociaż oczywiście jest najważniejsza, nie może przysłaniać innych problemów. Dokąd zmierza polski futbol? Kiedy i jak zaczniemy reformować szkolenie młodzieży? Jak długo jeszcze trenerzy zajmujący się najmłodszymi będą kiepsko opłacani? Tych pytań jest dużo.
Bo tak po prawdzie – co ma dać, co ma przynieść zmiana na trenerskiej ławce reprezentacji Polski? Teraz będzie na niej zasiadał Fernando Santos. Portugalczyk nie ma jednak czarodziejskiej różdżki i nie będzie lekiem na wszystkie kłopoty polskiej piłki. Takiego gadżetu nie ma również żaden inny szkoleniowiec. Dlatego też nie oczekujmy cudów. Możemy jednak liczyć na to, że nowy selekcjoner wprowadzi nowe standardy. Już obiecał, że zajmie się nie tylko pierwszą reprezentacją. Podchodzę do tych deklaracji ze spokojem. Słowa to jedno, a czyny to drugie. Trener Santos ma przed sobą naprawdę spore wyzwanie. Co jednak ważne – choć ma 68 lat na karku, to czuć, że nie brakuje mu wigoru ani chęci do ciężkiej pracy.
Nie chcę być malkontentem, więc od teraz kibicuję jego pracy. Wierzę, że tym razem portugalski trener nie zakończy pracy z kadrą tak jak jego rodak Paulo Sousa. Fernando Santos to na pewno inny typ człowieka. Czuć to od pierwszej konferencji po nominacji na szefa reprezentacji. Nie chciał na siłę przypodobać się dziennikarzom i Polakom. Nie cytował słów Jana Pawła II. Był sobą. A jest człowiekiem, dla którego wiara jest ważna. Nawrócił się kilka lat temu. Każdy dzień zaczyna od modlitwy, a na ławkę rezerwowych zawsze zabiera mały krzyż. Jeśli będzie wypełniał powierzone zadania, osiągał cele, to poprowadzi Polskę nie tylko na Euro 2024, ale także w eliminacjach do kolejnego mundialu. Czego życzę jemu i nam wszystkim.