Wewnętrznych problemów i towarzyszących im emocji nie da się zamieść pod dywan.
Siedząc u fryzjera, prowadziłam pogawędkę ze strzygącą mnie kobietą. Spytała, z jakiego powodu zmieniam fryzurę. Odpowiedziałam, że nie mam konkretnego powodu – oprócz tego, że pojawiła się we mnie potrzeba zmiany. Skomentowała, że bywają kobiety, które kompletnie zmieniają swoją fryzurę ze względu na okoliczności w życiu, np. rozstanie z chłopakiem. Chcąc coś zapomnieć, zmieniają dużo – od długości po kolor włosów.
Skłoniło mnie to do myślenia, jak zewnętrznym wyglądem staramy się przykryć to, co dzieje się wewnątrz nas.
Sama pamiętam, że kiedy cztery i pół roku temu zmarła moja Mama, też miałam potrzebę zmiany fryzury. Nie do końca byłam to w stanie wytłumaczyć, ale tak jakbym chciała zamknąć ten trudny okres i pokazać sobie samej, że żyję dalej i idę do przodu. Wtedy zmiana uczesania nieco pomogła, ale wcale nie uzdrowiła w cudowny sposób mojego wnętrza. Potrzebowałam przejść długi proces żałoby, mierząc się z wszelkimi towarzyszącymi temu myślami i emocjami.
Wewnętrznych problemów i towarzyszących im emocji nie da się zamieść pod dywan i udawać, że ich nie ma. Okej, może się da, ale tylko na pewien czas. W końcu odezwą się jak bomba z opóźnionym zapłonem. I może być jeszcze trudniej uporać się z nimi, niż gdybyśmy zajęli się nimi od razu.
W książce „Włącz swój mózg” dr Caroline Leaf pisze: „Sposób, w jaki doświadczasz swoich uczuć, w jaki mierzysz się ze swoimi myślami i rodzaj uwagi, którą im poświęcasz, zmienią funkcjonowanie Twojego mózgu” (s. 117). Nie możemy kontrolować niektórych wydarzeń, ale możemy kontrolować nasze reakcje na nie. Każda pozytywna, pełna nadziei myśl zmienia i rozwija nasz mózg na dobre, a negatywne myśli dosłownie nas niszczą. Tak stworzył nas Pan Bóg. „Badania wykazują, że od 75 do 98 proc. chorób umysłowych, fizycznych i behawioralnych ma swoje korzenie w procesie myślowym” (s. 36). Warto więc zadbać o nasze myśli!
Ja sama z natury działam szybko, a to oznacza, że czasem mogę pominąć przeżywane emocje. Ponieważ jednak wiem, jak niekorzystne dla mnie może być ich nieprzepracowanie, nauczyłam się być bardziej świadoma w tej kwestii.
Gdy jest mi bardzo trudno, zadaję sobie pytanie: „Co teraz czuję?”. A potem się zastanawiam: „Dlaczego tak się czuję?”. A gdy już znajdę korzeń, mogę podjąć decyzję, co zrobię z moją reakcją. Wtedy, zamiast udawać, że problemu nie ma, najpierw oddaję tę sprawę Bogu w modlitwie. A następnie, jeśli to potrzebne i możliwe, podejmuję kroki, by sprawę rozwiązać. Czasem radzę się także kogoś zaufanego.
Pan Bóg, nasz Stwórca, który nas najlepiej zna, pomaga nam układać wszystkie elementy życia, włącznie z zawiłościami naszych emocji i myśli. Jak to dobrze, że kiedy zwrócimy się z tym do Niego, On obiecuje: „A pokój Boży, który przewyższa wszelki umysł, będzie strzegł waszych serc i myśli w Chrystusie Jezusie” (Flp 4, 7).