fot. Salvatti.pl
Odbyła się ona w czwartek 28 kwietnia na 1. Piętrze Centrum Myśli Jana Pawła II w Warszawie. Gościem Pallotyńskiej Fundacji Misyjnej Salvatti.pl był Carl Wilkens, były pastor Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego, wieloletni pracownik Adwentystycznej Organizacji Pomocy i Rozwoju, który w 1994 r. był jedynym Amerykaninem, który pozostał w stolicy Rwandy – Kigali. Spotkaniu patronował tygodnik "Idziemy".
– To, że uważamy innych za swoich wrogów, bierze się z naszych uprzedzeń, nierzadko sączonych jak trucizna przez polityków. Myślimy wtedy: "mój świat będzie lepszy bez ciebie" i łatwo budujemy mury wokół nas. To prowadzi do konfliktów i nienawiści. Tak było w Rwandzie. Hutu i Tutsi, którzy zawsze byli sąsiadami, zawierali małżeństwa między sobą, a ich dzieci razem się bawiły, aż nagle zaczęli ze sobą walczyć. Kiedy natomiast staramy się z szacunkiem wysłuchać historii, jaką ma nam do opowiedzenia ten, który jest od nas inny, jeśli „wejdziemy w jego buty”, zrodzi się empatia, a ta z kolei pozwoli nam myśleć: "mój świat będzie lepszy z tobą". To prowadzi do pojednania – mówił Wilkens. – To lekcja, której nauczyłem się w Rwandzie – podkreślał.
Doświadczenie ludobójstwa w Rwandzie uświadomiło mu, że nie można dzielić ludzi na dobrych i złych. – Spotykałem w tym czasie ludzi, którzy pomagali mi w niektórych sprawach, a jednocześnie zabijali innych. – Na pytanie, czy podczas wojny w Rwandzie miał wrażenie, że zagląda w oczy diabłu, zaprzeczał. – To jest jak z rwącą rzeką. Wiemy, że nie powinniśmy do niej wchodzić, ale kiedy mimo wszystko wejdziemy jedną nogą, potem drugą, czasem okazuje się, że weszliśmy już za daleko i wartki nurt wyrzuci nas w miejscu, w którym nigdy nie spodziewaliśmy się znaleźć – wyjaśnia.
Jego zdaniem, zawsze kiedy człowiek wybiera zło, przeżywa konflikt wewnętrzny. Wtedy, jeśli spotyka się z miłosierdziem ze strony innych, to miłosierdzie dotyka sedna tego konfliktu i jest nadzieja, że się z niego wyrwie. Tak działa przebaczenie. – W Rwandzie uczestnicy ludobójstwa, którzy publicznie przyznali się do swoich win, mają szansę na to, by nie byli etykietowani jedynie jako zabójcy. Przebywają w więzieniach, ale nietypowych, nieogrodzonych żadnym płotem, w pobliżu domów mieszkalnych. I nie uciekają. Żeby zadośćuczynić, realizują projekty na rzecz społeczeństwa, wypalają cegłę na budowę szkół, pracują w polu. Miana zabójców wciąż na nich ciążą, ale nie są tylko nimi. Są także osobami, które chcą odkupić swoje winy i działają na rzecz społeczeństwa. To pozwala im na nowo odnaleźć siebie i stawać się na nowo pełnoprawnym członkiem społeczeństwa – opowiadał Amerykanin.
Analizując sytuację uchodźców w Europie, podawał przykłady Niemców, którzy wolontaryjnie uczą uchodźców niemieckiego i pomagają im się zintegrować, na co uchodźcy odpowiadają otwartością i przyjaźnią. Ubolewał, że media nagłaśniają jedynie negatywne sytuacje, które budzą lęk społeczny, a to prowadzi do myślenia: "mój świat będzie lepszy bez ciebie" i w konsekwencji do wrogości i nienawiści. Zwracał uwagę, że od Rwandy – kraju, któremu udaje się leczyć rany po ludobójstwie, świat może się dużo nauczyć.