W internecie ogromną popularnością cieszą się kaznodzieje, mający na wszystko proste odpowiedzi, krytykujący papieża, sobór i cały Kościół. Skąd bierze się to zjawisko i do czego prowadzi?
krytykujący papieża, sobór i cały Kościół. Skąd bierze się to zjawisko i do czego prowadzi?
Czesław Miłosz, publikując w 1953 r. w Paryżu „Zniewolony umysł”, opisał w nim, językiem alegorii i paraboli, uzależnienie wschodnioeuropejskich intelektualistów od komunistycznej dyktatury. W pracy tej poeta po raz pierwszy użył także ukutego przez sobie zwrotu „ukąszenie heglowskie”. Dotyczyło ono osób, które dały się uwieść ideologii socjalistycznej.
Całkiem świadomie przywołuję to wyrażenie. Obserwując bowiem narastającą falę krytyki (dotyczącą papieża, hierarchii, ostatniego soboru itd.), odnoszę nieodparte wrażenie, że w przypadku wielu ludzi Kościoła mamy do czynienia ze swoistym ukąszeniem. Już nie Heglem czy filozofią marksistowską, ale myślą Marcina Lutra.
Co ma wspólnego ten szesnastowieczny reformator z dzisiejszymi krytykami? Luter dokonał absolutyzacji własnego doświadczenia wiary i odniósł je do Kościoła. Akcent położony na subiektywne, indywidualne i własne przekonanie pozostaje kluczem łączącym reformatora i współczesnych krytyków.
TYLKO DOŚWIADCZENIE
Reformacja w XVI w. „zakwestionowała Tradycję, wychodząc z założenia, że czyste pierwotne nauczanie, «czysta Ewangelia» została zafałszowana, że «Rzym», papiestwo i Kościół katolicki nie zachowały już jej w sposób nieskażony. Chodziło zatem (…) o powrót do tego, co pierwotne, poprzez bezpośrednie sięgnięcie do Biblii z pominięciem Tradycji”.
Luter był przekonany, że Kościół katolicki, posiadając władzę w dziedzinie wiary, realizuje ją poprzez wielość tradycji i instytucji. Są one stawiane, zdaniem reformatora, na równi z Ewangelią, a przecież mają tylko charakter „wymysłów” ludzkich. Odrzucając tradycję, Luter dostrzegał w Piśmie Świętym, które jest nośnikiem Ewangelii, jedyną normę dla wiary i nazwał tę zasadę sola Scriptura – tylko Pismo.
Czy jednak w takiej sytuacji możliwe jest uzyskanie pewności co do Pisma Świętego, skoro jego wyjaśnienia egzegetyczne mogą być niekiedy sprzeczne? Do czasów reformacji „hermeneutycznym środkiem w tej kwestii była tradycja, rozumiana jako dalsze żywe przekazywanie wykładni Pisma Świętego. Luter jednak z tym zrywa. Kto zatem mu powie, co jest zgodne z Pismem, czyli co faktycznie przekazuje mu Jezus Chrystus?”.
Reformator, gdy „wyzwolił słowo Boga z więzów urzędu kościelnego”, jednocześnie poddał je własnemu upodobaniu. Zasada sola Scriptura została w koncepcji twórcy reformacji uzupełniona o regułę sola experientia – tylko doświadczenie. Tym samym dla Lutra zasadniczym kryterium tego, co faktycznie przekazuje nam Chrystus, stało się osobiste doświadczenie.
W takiej perspektywie tradycja przestała być narzędziem hermeneutycznym służącym zrozumieniu Pisma Świętego. Jej miejsce zajęło własne doświadczenie człowieka wsłuchującego się w Biblię. Ono stało się kluczowe. Reformator, wyrażając tę prawdę, stwierdził: sola experientia facit theologum, czyli „tylko doświadczenie czyni kogoś teologiem”. Zdaniem Lutra jego osobiste doświadczenie z równą pewnością zgadza się z Pismem Świętym lub przynajmniej nadaje się do tego, by właściwie rozumieć Pismo Święte.
SYNDROM REFORMATORA
Niestety, zamiana tradycji na osobiste doświadczenie i odrzucenie tej pierwszej, jako narzędzia wyjaśniającego czy też interpretującego osobiste przekonanie i indywidualne wizje, powtarza się. Obecnie jesteśmy świadkami przebudzenia i dynamicznego rozwoju rozmaitych „autorytetów duchowych”. Dzięki internetowi i mediom społecznościowym duchowni, ale nie tylko oni, gromadzą wokół siebie rzesze wiernych. Nauczanie wielu z nich cechuje otwarta krytyka kościelnej doktryny i przedkładanie własnego doświadczenia nad głos Kościoła.
Nieposłuszni duchowni jednoznacznie sprzeciwiają się obecnemu papieżowi, niektórzy z nich nie wymieniają nawet jego imienia w kanonie eucharystycznym. Poza tym kwestionują w różnych sprawach nauczanie biskupów i deprecjonują ostatni sobór. Podstawowe kryterium ich przepowiadania stanowi osobiste doświadczenie, nierzadko wsparte prywatnymi i niezatwierdzonymi przez Kościół objawieniami czy wizjami.
Słuchając krytycznych głosów kaznodziejów, pełnych oburzenia i nieposłuszeństwa, trudno nie skojarzyć ich postawy z osobą szesnastowiecznego reformatora. Otwarty sprzeciw wobec kościelnej hierarchii, głoszenie alternatywnych wobec oficjalnego nauczania doktryn, a przede wszystkim przedkładanie osobistego doświadczenia, przez nikogo nie zweryfikowanego, pozwala widzieć w nich ludzi dotkniętych syndromem Lutra.
Chociaż w swoim przepowiadaniu są nierzadko bardziej papiescy niż papież i wyraźnie odcinają się od jakichkolwiek znamion protestantyzmu, to jednak absolutyzacja własnego doświadczenia stawia ich po stronie szesnastowiecznego reformatora. Opór, zaślepienie, nieposłuszeństwo i odrzucenie kościelnego autorytetu to cechy wspólne krytyków.
PRZYCZYNY SUKCESU
Ogromna popularność niepokornych kaznodziejów – filmy z ich udziałem mają nawet miliony odsłon w internecie – każe zapytać, kim są słuchacze szukający oparcia w niepewnych i kontrowersyjnych doktrynach. Dlaczego bardziej wierzą krytykom niż papieżowi czy swoim biskupom?
Świat kreowany przez sceptycznych wobec oficjalnej kościelnej linii kaznodziejów jest zazwyczaj czarno-biały. Nie ma w nim miejsca na niuanse. Kaznodzieje ci udzielają prostych odpowiedzi nawet na najbardziej skomplikowane pytania. Często banalizują swój przekaz, a upraszczając go, odzierają z istotnych szczegółów.
Ich nauczanie ma formę zamkniętą, brak w nim znaków zapytania, wątpliwości czy poszukiwań. Pełno tam za to apokaliptycznych wizji, przepowiedni, podejrzanych doktryn, rozmaitych praktyk pobożnościowych, których wypełnianie ma zagwarantować zbawienie.
Słuchacze czują się w takim świecie, przypominającym oblężoną twierdzę, bezpiecznie. Bez możliwości wyboru i osobistej decyzji, całkowicie zdają się na autorytet nauczającego.
MYŚLI NA PRZYSZŁOŚĆ
Przyglądając się „fenomenowi” kościelnych krytyków, dobrze pamiętać o kilku fundamentalnych prawdach. Po pierwsze, osobiste doświadczenie wiary, jeśli ma służyć innym we wspólnocie, musi zostać poddane weryfikacji ze strony Kościoła. Nauczający, nawet jeśli jest duchownym, w żadnym razie nie może głosić własnych, niesprawdzonych wizji.
Po drugie, rolą objawień prywatnych jest pomoc w pełniejszym przeżywaniu objawienia publicznego, nie zaś korekta czy też uzupełnianie go.
Po trzecie, nauczających winna cechować postawa posłuszeństwa i współodczuwania z Kościołem, czyli sentire cum Ecclesia. Oznacza ona, że „teologia [ale także katecheza, homilia, kazanie, konferencja] nie jest prywatną ideą teologa”.
Po czwarte, wobec narastającej fali wewnątrzkościelnej krytyki należy pamiętać, że Kościół nigdy nie może się mylić, jest w nim bowiem złożony przez Jezusa dar prawdy, który chroni przed błędem i w świecie pełnym sprzecznych opinii, półprawd i kłamstw pozwala zachować niezmienność.