Spotkałam wiele kobiet, które drżały na samą myśl o możliwości zajścia w ciążę. Znam niejedną, która uroniła przynajmniej jedną gorzką łzę, dowiedziawszy się o swoim odmiennym stanie.
Osobiście zaś nie znam żadnej, która byłaby nieszczęśliwa z powodu dziecka, które już się narodziło. Nawet jeśli wcześniej należały do którejś z wcześniej wymienionych grup, to trzymając już maluszka w ramionach, wyznają: „Nie wyobrażam sobie życia bez niego!”. Ani trochę się temu nie dziwię. Bo i dla naszej rodziny oczywiste jest, że Jesio wypełnił swą pulchną i różową osobą lukę, której nikt, ale to nikt inny wypełnić nie mógł. Nawet trójka starszego potomstwa. – Cóż my byśmy nieszczęśni bez ciebie poczęli! – zawodzi nad Jesiowym łóżeczkiem nasz pierworodny w nader częstym przypływie starszobraterskiej czułości. Ba! Świat bez Jesia byłby niewątpliwie zupełnie inny – ale jaki? Nie mamy pojęcia. Z upływem miesięcy coraz bardziej zapominamy, jak to było, kiedy Jesia nie było. A on nawet nie musiał się o to starać. Po prostu wystarcza, że jest. Ale Jesio nie spoczywa na laurach. Pracuje usilnie nad sposobami wyrażenia tego, z czym do nas przybył. Ja zaś po raz czwarty mam nieodparte wrażenie, że niemowlę mówi przede wszystkim o radości z życia.
Dobrze sobie od czasu do czasu przypomnieć, jakie pierwsze umiejętności opanowuje nowo narodzony człowiek. Nauczywszy się ssać, próbuje nawiązać kontakt wzrokowy. Kiedy i to już potrafi, zaczyna trenować uśmiechy. Z początku przypadkowe, jakby nieuważne, przelatują gdzieś między mimowolnym zezem a lewym kącikiem ust. Wreszcie któregoś dnia rozpromienia się cała twarzyczka. Nie mam wątpliwości, że jest to uśmiech prawdziwy i przeznaczony specjalnie dla mnie. Moje dziecko mówi mi oto: „Dobrze, że jesteś!”.
***
Felietony publikowane w cyklu "Obrazki na Boże Narodzenie" znajdziesz pod hashtagiem "Obrazki na Boże Narodzenie" i na stronie głównej w sekcji "Rodzina i życie".