Pod pozorem neutralności państwo przenosi moralność do sfery prywatnej.
Wyobraźmy sobie świat, w którym olbrzymia, nieprzewidziana katastrofa zniszczyła środowisko naturalne. Ocaleni zrzucają winę na nauki ścisłe i przyrodnicze. Zabrania się ich nauczania i praktykowania. Gdzie tylko możliwe, atakuje się je i zwalcza. Tłum linczuje fizyków, informatyków, inżynierów. Pali się książki, niszczy się laboratoria. Sieci komputerowe zostają rozebrane na kawałki.
Mija dłuższy czas, aż wreszcie oświecone umysły próbują wskrzesić tępioną wiedzę. Wszystko, co mają, to tylko fragmenty, niedokładne wspomnienia, częściowe teorie i odpryski o wiele większego, ale zaginionego ogółu wiedzy. Przedstawiciele nowej nauki prą do przodu. Mówią z przekonaniem i osiągają wspaniałe rezultaty. Posługują się wieloma słowami kluczowymi dla zaginionej nauki, ale całkiem ich nie rozumieją. Promują także konkurencyjne, wykluczające się nawzajem teorie na temat tego, czym były i jaki miały sens dawne nauki techniczno-przyrodnicze i w jaki sposób należy je uprawiać. Łączy ich to samo słownictwo. Ale ich słowa mają różne znaczenia. Wynika stąd chaos, którego nikt nie potrafi naprawić ani nawet właściwie rozpoznać, ponieważ nikt nie ma dostępu do wcześniejszego ogółu wiedzy, który został zaprzepaszczony.
Opisany przykład pochodzi z książki Alasdaira MacIntyre’a „Dziedzictwo cnoty” (1981).Zdaniem tego filozofa, dziś w prawdziwym, zamieszkiwanym przez nas świecie język moralności jest w stanie takiego właśnie wielkiego nieuporządkowania, jak język nauk przyrodniczych w opisanym wyżej przykładzie. Nadal posługujemy się wieloma kluczowymi pojęciami tradycyjnej moralności, ale utraciliśmy w znacznej mierze nasze teoretyczne i praktyczne rozumienie moralności.
Konflikty moralne przenikające debaty publiczne nie mają końca i są nie do rozwiązania, ponieważ cywilizacja nie ma już racjonalnego, powszechnie akceptowanego sposobu osiągania moralnego konsensusu. Pod pozorem neutralności państwo przenosi moralność do sfery prywatnej. Ale ten kierunek postępowania władz sam w sobie jest sądem wartościującym. Każde prawo i każda polityka odzwierciedla czyjś pogląd na to, co powinniśmy robić. Również pogląd, że powinniśmy usunąć z debat publicznych osobiste przekonania moralne, jest wartościowaniem.
MacIntyre ostrzegał, że dzisiejszy barbarzyńcy „nie gromadzą się u naszych granic; oni od pewnego czasu sprawują nad nami władzę. Fakt, że nie uświadamiamy sobie tego, stanowi element naszej kłopotliwej sytuacji”.