Spowiednik mówił mi, że onanizm w wyjątkowych sytuacjach może nie być grzechem śmiertelnym. Trudno mi w to uwierzyć.
Grzech ciężki to świadome i dobrowolne powiedzenie Bogu i sumieniu „nie” w rzeczy ważnej. Onanizm z natury jest sprawą poważną, bo rozbija oraz osłabia siły życia i miłości w człowieku. Osoby poważnie niepełnosprawne intelektualnie po masturbacji często ukrywają się wstydliwie w jakimś kącie. Poczucie czegoś niewłaściwego w onanizmie – w mniejszym lub większym stopniu – ma każdy człowiek. Nie zawsze jest to jednak grzech. Nie ma go, kiedy wolna wola jest ograniczona. Może tak być np. u osób u osób uzależnionych działających w poważnym afekcie. Trudno zmierzyć poziom osłabienia woli i odpowiedzialności człowieka. Dlatego jako księża prosimy penitentów, żeby, mając wątpliwość, czy był grzech ciężki, czy nie, powstrzymali się od przystąpienia do Komunii Świętej, zanim nie otrzymają rozgrzeszenia w sakramencie pokuty. Ksiądz przeważnie potraktuje osłabienie woli jako okoliczność łagodzącą, a my będziemy spokojni, że grzech został na sto procent odpuszczony.
Dopuszczalna jest za to wyjątkowa sytuacja, kiedy sam spowiednik zaproponuje penitentowi, aby uznawał niektóre z grzechów ciężkich jako jedynie lekkie. Ksiądz widzi bowiem, jak dany człowiek nieraz ciężko nad sobą pracuje, jak poważnie traktuje postanowienia poprawy. Nierzadko taka propozycja spowiednika sprawi, że zmniejszy się nadmierne poczucie winy i nastąpi poważna poprawa na płaszczyźnie czystości.
Trzeba jasno powiedzieć, że utrwalona nieczystość należy do trzech najtrudniejszych do zwalczenia grzechów. Współcześnie jest trudniej niż kiedyś. Dostępność pornografii, moda, filmy itp. utrudniają odzyskanie czystości. Nierzadko potrzeba leczenia całego człowieczeństwa i intensywnego życia wiary, żeby udręczony nałogiem człowiek się podniósł. Generalnie naszą rzeczą jest starać się, a rzeczą Chrystusa jest dać nam zwycięstwo. Wyjście z nałogu jest możliwe. Potrzebna jednak wyraźnego „chcę być wolnym” człowieka oraz skorzystania z Bożej i ludzkiej pomocy.
Wspominałem kiedyś, że ludzie z takimi problemami nie są gorsi od nieuzależnionych. Ludzie uczciwie pracujący nad uzależnieniem są często ludźmi honoru i ciężkiej pracy. Nie pysznią się, bo wiedzą, że mogą zwyciężyć dzięki Bożej pomocy, a nie swojej „fajności”. Kochać to znaczy powstawać, jak Pan Jezus na drodze krzyżowej.