Tuż przed niedawnymi wyborami w Holandii zwolennicy tureckiego prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana usiłowali w tym kraju zorganizować wiec poparcia dla niego. Bo Erdogan chce wzmocnić swoją władzę i usiłuje do tego przekonać także miliony Turków żyjących w Europie. To musiało doprowadzić do starcia. I choć lider holenderskiej Partii Wolności Geert Wilders, który hasło walki z imigrantami uczynił swoim znakiem rozpoznawczym, nie wygrał wyborów, to zdecydowanie rośnie w siłę.
Holenderski zakaz
Wielki wiec miejscowych Turków z poparciem dla prezydenta Erdogana w związku z planowanym referendum w sprawie poszerzenia jego uprawnień miał się odbyć w Rotterdamie. Ankara potraktowała sprawę bardzo poważnie, ale w sposób dość niespotykany, i to na skalę światową: wysłała na wiec Mevlüta Çavuşoglu, szefa tureckiego MSZ. Samolot z ministrem na pokładzie już był w powietrzu, gdy władze Holandii wydały mu zakaz lądowania. MSZ Holandii oświadczyło, że wezwania tureckich władz do przeprowadzenia masowej demonstracji w Holandii stanowiło zagrożenie dla porządku i bezpieczeństwa publicznego. I trudno się dziwić: w Rotterdamie mogło dojść do tragedii, do starć zwolenników i przeciwników Erdogana czy do przepychanek Turków z przeciwnikami imigracji. A w środku tej burzy – szef dyplomacji innego państwa!
Na decyzję Hagi bardzo nerwowo zareagował turecki prezydent, określając Holandię mianem „faszystowskiej” i mówiąc o „pozostałościach nazizmu” w tym kraju oraz grożąc nieokreślonymi „konsekwencjami”. Premier Holandii Mark Rutte oświadczył w odpowiedzi: „rozumiem, że oni [władze w Ankarze – przyp. red.] są źli, ale nie pozwolimy na szantaż ze strony Turków”. Później także minister Çavuşoglu mówił, że decyzja Hagi jest „rasistowska i faszystowska”.
Czytaj dalej w e-wydaniu lub wydaniu papierowym
Idziemy nr 14 (600), 2 kwietnia 2017 r.
Artykuł w całości ukaże się na stronie po 12 kwietnia 2017 r.