19 marca
wtorek
Józefa, Bogdana
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Zamach na wolność słowa

Ocena: 0
1805

Kiedy nie atakuje się nikogo personalnie, swoje poglądy powinno się móc prezentować bez żadnych represji - mówi dr Jolanta Hajdasz, dyrektor Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, w rozmowie z Ireną Świerdzewską.

fot. archiwum prywatne

Jak Pani ocenia decyzję rektora UMK w Toruniu o zawieszeniu w obowiązkach na trzy miesiące prof. Aleksandra Nalaskowskiego?

To niezrozumiała i skandaliczna z punktu widzenia wolności słowa decyzja, nie do zaakceptowania. Profesor Nalaskowski został bardzo surowo ukarany za wypowiedź, którą zawarł w specyficznym gatunku dziennikarskim, jakim jest felieton. Felieton ze swojej natury jest bardzo subiektywnym spojrzeniem na rzeczywistość, dopuszcza ostry, jednoznaczny język, mocne sformułowania, często ironiczne, ale charakterystyczne dla danego autora. Gdyby dosłownie oceniać wypowiedź każdego felietonisty, to w swoim czasie kary dosięgłyby Bolesława Prusa, Henryka Sienkiewicza czy wielu uznanych klasyków dziennikarstwa, którzy w publicystyce stosowali nierzadko bardzo ostre sformułowania. Zdumiewające, że ktoś, kto stoi na czele uniwersytetu, tak surowo ukarał jednego ze swoich współpracowników – przecież z założenia uniwersytet jest miejscem do debaty, do wymiany poglądów.

 

Zaprotestował, choć zdaniem wielu komentatorów niewystarczająco, minister nauki i szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin. Czy potrzeba szerszego zaangażowania opinii publicznej?

Na pewno tak, ta sprawa to bardzo niebezpieczny precedens. Profesor Nalaskowski został ukarany za publicystykę, za publiczne, jednoznaczne sprzeciwienie się ideologii LGBT. Zrobił to na łamach tygodnika „Sieci”. Eliminowanie poglądów w przestrzeni publicznej to z pewnością jest zamach na wolność słowa. Poza reperkusjami, które byłyby dotkliwe dla każdej osoby, jest w tej sprawie coś wyjątkowo szkodliwego. Chodzi o tzw. efekt mrożący, czyli oddziaływanie na innych. Ta kara wśród innych naukowców czy publicystów będzie uruchamiać autocenzurę i niechęć do głoszenia opinii zbliżonych do poglądów prof. Nalaskowskiego – tylko dlatego, by nie narazić się komuś na uczelni, nie mieć problemów w pracy, uniknąć trudności w zdobywaniu stopni naukowych, zrobieniu doktoratu, habilitacji, zdobyciu grantu.

 

Jaki to przykład dla innych?

To sygnał, że posiadanie poglądów innych niż je mają władze uczelni, może dużo kosztować, nawet utratę pracy, a co za tym idzie, środków do życia. Profesor Nalaskowski niemal otarł się o taką perspektywę, więc jeśli taki los może spotkać osobę o tak wysokim autorytecie i pozycji zawodowej, to cóż mogą myśleć szeregowi pracownicy uniwersytetu czy zwykli dziennikarze. Płynie sygnał, że coś im będzie zakazane czy odebrane, jeśli zbyt jednoznacznie opowiedzą się po konkretnej stronie sporu politycznego albo światopoglądowego.

Wolność słowa to prawo, które gwarantuje nam konstytucja, prawo prasowe, a także unijne prawo międzynarodowe. Wielokrotnie orzecznictwo różnego rodzaju sądów i gremiów unijnych wypowiadało się w tej kwestii jednoznacznie, broniąc swobody wypowiedzi każdego człowieka w przestrzeni publicznej.

 

Tymczasem z lewej strony słychać personalne inwektywy i groźby, na które nie ma żadnej reakcji. Czy mamy problem z demokracją?

Rzeczywiście, osób o poglądach liberalnych, lewicowych czy o światopoglądzie ateistycznym takie represje nie spotykają. Tak jakby one nigdy nie używały jednoznacznego dosadnego języka czy obraźliwych dla kogoś wypowiedzi. Widać tu brak symetrii. Rektor toruńskiego UMK swoją decyzją stanął po jednej stronie sporu politycznego i światopoglądowego.

 

Czy naprawdę publicystom wolno powiedzieć wszystko?

Tak, można powiedzieć, napisać wszystko, lub prawie wszystko, pamiętając jednak o tym, że granicą tej wolności jest odpowiedzialność za innego człowieka. Kiedy nie atakuje się nikogo personalnie, swoje poglądy powinno się móc prezentować bez jakichkolwiek represji.

 

W jaki sposób egzekwować to prawo?

Naszą bronią jest transparentność i jawność, nagłaśnianie przypadków, w których łamana jest wolność słowa. System prasowy w Polsce jest systemem demokratycznego państwa. Prawo mamy skonstruowane w sposób dobry. W tej chwili w prawie, które reguluje nadawanie w eterze czy drukowanie prasy, nie ma potrzeby niczego zmieniać, pod warunkiem, że będzie się przestrzegać ustalonych przepisów.

Ostatnio sądy bardzo pochopnie wydają wyroki. Dosadne sformułowanie na Twitterze karane jest wyrokiem skazującym na zapłacenie grzywny albo zamieszczenie przeprosin w wysokonakładowych i kosztownych mediach. Czy to nie jest kara za wolność słowa? Takie przypadki trzeba nagłaśniać, aby przeciwstawiać się im właśnie przez rozszerzanie wiedzy o nich wśród odbiorców.

 

Ale nagłaśnianie nie zastąpi prawa.

W mojej ocenie naprawdę nie potrzebujemy ekstraśrodków prawnych do walki o wolność słowa. Wystarczy jedynie przestrzegać tego prawa, które jest zapisane w prawie prasowym czy w konstytucji. Tylko tyle i aż tyle.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Dziennikarka, absolwentka SGGW i UW. Współpracowała z "Tygodnikiem Solidarność". W redakcji "Idziemy" od początku, czyli od 2005 r. Wyróżniona przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich w 2013 i 2014 r.

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 19 marca

Wtorek - V Tydzień Wielkiego Postu
Szczęśliwi, którzy mieszkają w domu Twoim, Panie,
nieustannie wielbiąc Ciebie.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): Mt 1, 16. 18-21. 24a
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

Nowenna do św. Rafki

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter