I znów szukają haka na Jezusa. Wystawiają Go na próbę, pytając o najważniejsze przykazanie w prawie Mojżesza.
Inna sprawa, że współcześnie istnieje pokusa, aby przedstawiać fakty tak, jak sami chcemy, i kreować rzeczywistość po swojemu: co jest najważniejsze, co mniej ważne, co całkowicie bezwartościowe. Te wątpliwości stawiają dziennikarze, politycy oraz zwykli ludzie.
Można taką postawę odnieść do spraw najbardziej przyziemnych oraz tych wzniosłych: które z sześciuset kilku przykazań jest najważniejsze? Rabini dzielili je na wielkie i małe. Różne były opinie, jeśli chodzi o kolejność ważności w ramach wielkich przykazań. Współcześni uczeni w Piśmie chętnie wypowiadają się o wyższości prawa kanonicznego nad prawem liturgicznym lub odwrotnie.
Jezus odpowiada, że główne kryterium leży w przykazaniu miłości Boga i bliźniego. Wyjaśnia, że doświadczenie miłości Boga jest siłą napędową do miłowania drugiego człowieka. Wszak miłość Boga wyraża się w czynach, o czym pisze św. Jakub w swoim liście. To tak, jakby dziś ktoś zapytał, które z przykazań Dekalogu jest najważniejsze. Skoro jest ich aż dziesięć, z pewnością można dokonać hierarchizacji ważności. Na jednej tablicy kamiennej mamy trzy pierwsze przykazania, wskazujące na ważność relacji między człowiekiem a Bogiem. Z niej natomiast wynika kolejnych siedem, zapisanych na drugiej tablicy – relacje rodzinne, społeczne, międzyludzkie.
Pamiętam przed laty wyjazdy na Woodstock, a ściślej mówiąc Przystanek Jezus, będący częścią Przystanku Woodstock. Wychodząc „na pole”, cieszyliśmy się (my, tzw. ewangelizatorzy) ze spotkań z ludźmi, którzy zadawali pytania, kontestowali Kościół, zaczepiali „czarnych” i „tych od Jezusa”, dzielili się własnym doświadczeniem Boga. Ba! Nawet zapraszaliśmy ich codziennie pod namiot PJ (Przystanku Jezus) na spotkania „Zagnij księdza”. Uwaga! To nie były spotkania, podczas których sprowadzano do parteru Bogu ducha winnych księży i pokazywano, że laickość zwycięża. To była przestrzeń do stawiania pytań i dzielenia się wątpliwościami. Lubiłem te spotkania, ponieważ były okazją do konfrontacji ułożonej wiary z wątpliwościami XXI w., o czym tak prowokacyjnie i trafnie pisze ks. Tomas Halik w swoich książkach (polecam „Cierpliwość wobec Boga”).
Może tego brakowało faryzeuszom sprzed dwóch tysięcy lat? Może tego brakuje we współczesnym Kościele? Żeby zamiast próbować złapać Jezusa w pułapkę niełatwego pytania lub stawiania diagnoz, na które nie ma łatwych odpowiedzi, chcieć pogłębić wiarę i lepiej zrozumieć sens chrześcijaństwa? Mam tu na myśli chrześcijaństwo rozumiane jako styl życia, a nie samą tylko religijność i odhaczanie kolejnych punktów Bożego regulaminu.
Dopiero na fundamencie miłości można rozpocząć rozmowę o prawie. To musi być wyznacznik w naszych decyzjach i postanowieniach. Prawo ma być upraktycznieniem miłości, inaczej stanie się pięścią wycelowaną przeciw bliźniemu.