Muzycy sławiący Boga, a czasem chałturnicy działający na Jego szkodę. Jacy organiści grają w kościołach w Polsce? I czy rzeczywiście lepszy organista słaby niż żaden?
fot. Obraz Christina Zetterberg z PixabayNa chór prowadzą strome schody. Pośrodku znajduje się wielki kontuar organowy z dziesiątkami pokręteł, guzików i klawiszy. Jan siada przy nim niczym pilot samolotu biegły w użyciu skomplikowanych urządzeń sterowniczych. Zaczyna grać. Schowany za dziesiątkami piszczałek, spogląda na wszystkich z góry i tam też próbuje przenieść myśli wiernych za pomocą muzyki. Czujnie obserwuje przy tym nie tylko nuty, ale także celebransa, który właśnie podchodzi do ołtarza i rozpoczyna Mszę Świętą.
SZTUKA CZY RZEMIOSŁO?
– Gram na organach od czwartej klasy szkoły podstawowej – mówi Mikołaj, organista z siedemnastoletnim stażem. – Zawsze fascynowały mnie organy, ale zasiadłem przy nich zupełnie przypadkiem. W parafii zabrakło organisty, a ja grałem na pianinie i byłem ministrantem. Dziś współczuję ludziom, którzy musieli tego słuchać – dodaje ze śmiechem.
W czasie studiów na Uniwersytecie Muzycznym Mikołaj dowiedział się, że w jednym z reprezentacyjnych kościołów w dużym mieście jest poszukiwany organista. Zgłosił się na konkurs. Udało mu się dostać pracę i został w branży siedemnaście lat. Potem odszedł.
Może się wydawać, że praca organisty nie jest szczególnie obciążająca. W niedziele cztery lub pięć Mszy, w tygodniu dwie: rano i wieczorem. Trzeba jednak być dyspozycyjnym świątek, piątek. A szczególnie w ten „świątek”, kiedy wszyscy mają wolne. Dla organisty to najbardziej zapracowany dzień. Do tego w soboty śluby, w niedziele chrzciny, w maju i czerwcu Pierwsze Komunie Święte i nabożeństwa, a do tego – najmniej przewidywalne – pogrzeby. W wakacje niełatwo znaleźć zastępstwo lub zostawić parafię na dwa tygodnie z Mszą cichą.
Są organiści, którzy kończą uniwersytety, potrafią zagrać w każdej tonacji, zaśpiewać szeroki repertuar, dyrygować chórem, poprowadzić scholę, znają przepisy liturgiczne. Ale ile jest w Polsce parafii, gdzie zostaną zatrudnieni i dostaną adekwatne do wykształcenia i umiejętności wynagrodzenie, za które będą mogli godnie żyć? Czasem pozostaje więc zgodzić się na niższą pensję i dorabiać lub zgodzić się na połączenie funkcji organisty i kościelnego lub katechety. W ostateczności zmienić zawód – jak to zrobił Mikołaj.
– Nagle się zorientowałem, po kilkunastu latach grania na chórze, że dzieci nie wiadomo kiedy urosły, a ja mam dosyć dorabiania w innych branżach i jednocześnie bycia dyspozycyjnym w parafii. Brakuje mi gry, ale mam przynajmniej święty spokój, wyższe zarobki i normowany czas pracy – mówi były organista.
DOBRY, CZYLI TANI
W Polsce w większych ośrodkach duszpasterskich i przyciągających tłumy starych świątyniach nie ma wątpliwości, że muzyka i śpiew powinny reprezentować najwyższy poziom. Inaczej sprawa wygląda w parafiach mniejszych i uboższych.
Jak zaznacza ks. Krystian Sacharczuk, wikariusz w kościele akademickim św. Anny w Warszawie, poziom gry organisty to suma jego talentu i wykształcenia. – Jeśli muzyk ma skończone szkoły muzyczne i studia organistowskie, to jest droższy i każdy proboszcz musi się z tym liczyć – stwierdza.
Tymczasem dość powszechne w środowisku kościelnym jest powiedzenie „Dobry organista to tani organista”. Tym, którzy zgadzają się na niższe zarobki, nierzadko brak wykształcenia lub pasji. Zdarza się wówczas, że wiernych bolą nie tylko uszy, ale i serce.
– Czasem w mniejszych miastach trafi się ktoś zdolny i zaangażowany, ale czasem słyszymy muzykę i śpiew, które nie są godne świątyni – mówi szczerze ks. Sacharczuk. I dodaje, że na szczęście w jego kościele gra jeden z najlepszych organistów w Polsce i wiele osób przyjeżdża do św. Anny właśnie dla niego.
– Piękna oprawa muzyczna potrafi robić duże wrażenie i wznosić nasze myśli do Boga – zaznacza.
W PIĄTEK LISTONOSZ
Dziś, kiedy Mikołaj przychodzi do kościoła i staje tym razem pod chórem, wciąż analizuje grę organisty, a na słowa „Pan z wami” ręce same układają mu się tak, jakby dotykały klawiatury. Do niektórych kościołów nie chodzi, bo wie, że nie dotrwałby w spokoju do końca Mszy.
– Nienawidzę fuszerki. Moim zdaniem każdy katolik zobowiązany jest do tego, aby całe życie się rozwijać, pomnażać swoje talenty i walczyć z wadami. Ktoś, kto jest w parafii odpowiedzialny za oprawę muzyczną Mszy Świętej, podczas której wysławia Boga, powinien dążyć do ciągłego rozwoju. Całe życie trzeba nad sobą pracować, ćwiczyć, czytać odpowiednią literaturę, uczyć siebie i wiernych nowych pieśni – denerwuje się Mikołaj.
Zgadza się z nim Jan, według którego praca organisty podobna jest do życia sportowca, który musi cały czas ćwiczyć, jakby przygotowywał się do maratonu. – To niełatwe, kiedy od poniedziałku do piątku jest się księgowym, kadrowym czy listonoszem, a w niedzielę siada do instrumentu – rozkłada ręce muzyk.
Pytanie co zrobić, kiedy organista, który grał ponad trzydzieści lat w danej parafii, nie ma już tej skali głosu czy umiejętności, co dawniej. – Gdybyśmy tak podchodzili do sprawy, to wielu z nas księży też musiałoby sobie szukać innej pracy na starość – zauważa z uśmiechem ks. Sacharczuk.
RADOŚĆ ŚPIEWANIA?
Nie trzeba być uważnym obserwatorem, aby dostrzec, że podczas Mszy Świętej śpiewa coraz mniej osób. – Być może ludzie odzwyczaili się od śpiewania. Nie nadążają, nie znają pieśni, a może zwyczajnie się wstydzą? – zastanawia się wikariusz od św. Anny. – Śpiewamy coraz mniej, także prywatnie. Z drugiej strony, jeśli ludzie mają śpiewać, to powinni być do tego wcześniej przyuczeni czy zachęceni, a to już bardzo rzadka praktyka u organistów – dodaje i wspomina dawny zwyczaj śpiewania godzinek, nabożeństw majowych przy kapliczkach, a także w czasie czuwania przy zmarłych. – Wraz z osłabieniem się pobożności ludowej „siadł” nam także śpiew – konkluduje.
Tymczasem zgodnie z maksymą św. Augustyna: „Kto dobrze śpiewa, podwójnie się modli”. Warto więc umiejętności śpiewania szkolić i pielęgnować, bo śpiew buduje wspólnotę. W kościołach protestanckich wszyscy mają w rękach śpiewniki i śpiewają na całe gardło. Śpiew gospel nie tylko stoi na wyższym poziomie, ale też uczestniczą w nim wszyscy. Tam widać uczucia, z których dominująca jest radość.
MUZYKA Z AUTOMATU
Delegat Konferencji Episkopatu Polski ds. muzyki kościelnej bp Piotr Greger przypomniał niedawno, że „muzyka liturgiczna nie jest w liturgii żadnym dodatkiem czy ozdobnikiem, lecz jej integralną częścią”. Ale jak zaznacza Mikołaj, zarówno księża, jak i organiści często o tym zapominają.
Coraz większą popularność zdobywają więc automatyczni organiści, którzy, jeśli wierzyć reklamom, „są ratunkiem dla liturgii”, potrafią też „rozśpiewać i ożywić Kościół”. Co ciekawe, to „ożywianie” odbywa się za pomocą elektronicznego urządzenia, które odtwarza muzykę kościelną z nagrań.
– To będzie zawsze tańsza opcja niż zatrudnienie człowieka – wyjaśnia Jan. – Obsługą niewielkiego urządzenia może zająć się kościelny, siostra zakrystianka, a nawet ksiądz, który odprawia Mszę. Wcześniej wystarczy tylko przypisać do odpowiednich przycisków wybrane utwory. Na początku pieśń na wejście, potem „Panie, zmiłuj się nad nami” – i dalej sterować już całą oprawą muzyczną jednym palcem.
– Regularnie odwiedzam targi sakralne, gdzie automatyczny organista jest prezentowany jako jedna z opcji do zastosowania w parafiach – tłumaczy ks. Sacharczuk. I jak dodaje, w niektórych parafiach jest już nawet stosowana.
Jednak zgodnie z dokumentem podkomisji Konferencji Episkopatu Polski ds. muzyki kościelnej z 2017 r., jeśli mamy do czynienia z muzyką liturgiczną, to w pierwszym rozumieniu chodzi o głos ludzki, dopiero później o instrument muzyczny. Najtańszą opcją zgodną z tymi przepisami byłby więc sam śpiew. Ale dobry śpiew. Na to nakłada się silna potrzeba ludu Bożego i przyzwyczajenie, że organista jednak musi być.
– Jak zorganizować pogrzeb czy ślub bez organisty? – pyta ks. Sacharczuk. – Nawet jeśli gorzej gra, niech gra, bo kiedy jest muzyka organowa na Mszy Świętej, to wzrasta od razu ranga uroczystości – mówi. Dodaje jednak, że chociaż wyobraża sobie liturgię bez muzyki, to bez śpiewu już nie. Mądrość i piękno Kościoła wyrażają się również w tym, że podstawową muzyką liturgiczną jest zapomniany chorał gregoriański, czyli pierwszy śpiew Kościoła.
– Zatem chociaż śpiewać każdy może, to niech przede wszystkim słyszani będą ci, którzy robią to dobrze – podsumowuje Jan i życzy wszystkim organistom opieki św. Cecylii z okazji jej wspomnienia 22 listopada.