Bohaterka serialu rysunkowego „Molly Monster” pojawia się na ekranach w pełnym metrażu. I jest to ten nieczęsty rodzaj filmu animowanego, który rzeczywiście jest przeznaczony dla dzieci (4-6 lat) i nie umizga się do widzów dorosłych.
Co nie oznacza, że mają się oni w kinie nudzić. Już same oryginalne rozwiązania plastyczne i tradycyjna animacja stanowią miły odpoczynek od wszechwpływowej estetyki disnejowskiej. Do tego mamy wpadające w ucho piosenki (moja ulubiona to ta o miłości, którą otrzymując, powinniśmy podać dalej) i dużą wrażliwość na psychikę małego dziecka.
Potworzyca Molly ma zostać starszą siostrą. Rodzice muszą w tym celu wyprawić się na Wyspę Jaj, zostawiając córeczkę w domu. Wskutek nieporozumienia Molly wyrusza za nimi w daleką podróż w nieznane. Towarzyszy jej wierny przyjaciel-zabawka, Edison. To bardzo ciekawa postać, przyjmująca na siebie wszelkie trudne emocje, jakie może przeżywać dziecko oczekujące narodzin rodzeństwa. Dzięki temu Molly może pozostać odważna, optymistyczna i kochająca. Ale i ona w drodze mierzy się z wyzwaniami: musi między innymi nauczyć się dbać o kogoś słabszego od siebie, a także doświadczyć, czym jest więź między rodzeństwem, nawet ta nie zawsze idealna. Pokaże jej to kapitalna para braci bliźniaków, wiecznie się kłócących, a niemogących bez siebie żyć, zupełnie jak mechanicy z „Prostej historii” Davida Lyncha.
Akcję, choć żywą i wciągającą, cechuje duże umiarkowanie. Zachowany pozostaje klimat bezpieczeństwa, jakie zapewniają rodzina, przyjaciele i życzliwe osoby w bliższym i dalszym otoczeniu. Ale jest to przede wszystkim historia o wzrastaniu, rozwijaniu się w miłości, dojrzewaniu do nowych zadań, w czym mogą pomagać nam inni. „Nie jesteś sam” – śpiewa bohaterka, i dla mnie to główne przesłanie tego uroczego filmu.
„Wielka wyprawa Molly” („Molly Monster”), Niemcy, 2016. Reżyseria: Michael Ekblad, Matthias Bruhn, Ted Sieger. 70 min. Dubbing. Dystrybucja: Stowarzyszenie Nowe Horyzonty. Premiera kinowa: 24 lutego