Film „Bóg nie umarł”, który po roku od premiery wchodzi na nasze ekrany, zyskał dużą popularność za oceanem. Twórcy inspirowali się sprawami sądowymi, dotyczącymi dyskryminacji religijnej na amerykańskich uczelniach. Nie kryją, że ich obraz skierowany jest głównie do osób wierzących, często poddawanych „miękkim prześladowaniom” w pracy, w szkole czy w sytuacjach towarzyskich. – Chcieliśmy, by widzowie wyszli z kina podbudowani, poczuli w sobie energię i chęć pokazywania innym, że Bóg nie umarł […], wyposażyć ich w pewność siebie i przekonanie o własnej wartości, by łatwiej im przychodziło znajdywanie odpowiedzi na nurtujące ich pytania – mówi jeden z producentów, David A.R. White.
Wybitnie ewangelizacyjny charakter filmu sprawia, że oglądanie go wymaga pokory. Z jednej strony – uczciwego podejścia do przedstawianych dowodów istnienia Boga i Jego działania, tych naukowych i tych odczytywanych z losów postaci z ekranu. Z drugiej – otwarcia na Słowo Boże, które wypełnia znaczną część dialogów.
Kto szczerze poszukuje Boga, będzie czerpał z filmu inspirację, radość i wyzwolenie ducha. Kto pozostanie zamknięty, tego zirytuje pewne „przesłodzenie”, wywołujące wrażenie braku autentyczności. Ale stopień odzwierciedlenia rzeczywistości przemawia na korzyść filmu. Decyzje bohaterów o zachowaniu wierności Chrystusowi wymagają czasami bolesnych zmian, odwagi i poświęcenia. Mocno wybrzmiewa w filmie kwestia wolności w relacjach: obnażana jest obłuda czysto handlowych układów towarzyskich. Twórcy odważnie podejmują także niepoprawny politycznie wątek nawrócenia na chrześcijaństwo muzułmańskiej studentki. Nie każda historia kończy się happy endem, nie bez powodu film w ciągu roku zarobił 60 mln dolarów. Warto go obejrzeć.
„Bóg nie umarł” („God’s Not Dead”), USA 2014. Reżyseria: Harold Cronk. Występują: Kevin Sorbo, Shane Harper, Dean Cain, zespół Newsboys i inni. Dystrybucja: Monolith Films, Rafael Film
Michał Ziółkowski |