– W niedzielę trzeba chodzić w niedzielnych ubraniach, mimo że może być gorąco – mówi ks. Matteo Barausse.
Z ks. Matteo Baraussem, wikariuszem parafii Wszystkich Świętych w Warszawie, rozmawia Marta Jacukiewicz
Czy szorty i gołe ramiona to dopuszczalny strój na niedzielnej Mszy Świętej?
Z tego, co obserwuję z życia naszej parafii, w centrum Warszawy, widzę, że część ludzi, kiedy już wychodzi w niedzielę z domu, to nie tylko do kościoła. Najpierw wybierają się na spacer, a potem do kościoła – albo na odwrót. Idą na Mszę być może nawet z wielkim nabożeństwem, ale skoro później planują co innego, to wolą ubrać się tak, aby już się nie przebierać. Żyjemy w społeczeństwie i dlatego trwamy w napięciu między chęcią wyróżniania się a potrzebą przynależenia do grupy, nieodstawania od niej.
I dlatego pozwalamy sobie na taki strój na Mszy?
Moje postępowanie wynika z tego, kim jestem, ale też rzutuje na to, kim się staję. Podobnie jest z ubiorem: wyrażam się przez ubiór, ale mój ubiór działa społecznie, wywołuje reakcje – działa też na mnie. Na sposób ubierania się wpływa zgoda na pewien styl, moda oraz własne upodobania i gust. Zdaje się, że coraz mniejsze znaczenie ma wymiar społeczny; coraz częściej myślimy: ubiorę się tak, jak mi się podoba, nie patrząc na okoliczności, na okazję, na miejsce. Dotyczy to również ubioru w kościele.
Czy przy kościele, w którym Ksiądz pracuje, znajduje się tabliczka z informacją, jak się ubrać do świątyni?
Nie ma, chociaż niektórzy ludzie, zwłaszcza starsze panie, prosili, aby taką tabliczkę umieścić w widocznym miejscu, przy wejściu. Jako duszpasterze zrezygnowaliśmy z takiego pomysłu, bo nie chodzi nam o wprowadzenie następnego nakazu-zakazu, tylko o wychowanie. Ale to dobrze, że są jeszcze osoby wrażliwe na takie rzeczy. Kościół to nie plaża ani pokaz mody.
Jest w kościele miejsce dla niestosownie ubranych?
Kościół jest wspólnotą z dość wyrazistą naturą, wnosi konkretną wrażliwość, konkretną wizję świata i człowieka. Jest otwarty dla wszystkich i każdy powinien czuć, że jest tu dla niego miejsce. Ale bycie wewnątrz wspólnoty Kościoła oznacza, że akceptuję bycie jego członkiem, tj. powoli nabieram stylu właściwego Kościołowi, a nie wymagam, by to Kościół podporządkowywał się moim gustom. Przez wieki Kościół wyrobił sobie ten styl – i to zarówno w architekturze, muzyce, sztuce, jak również w postawie i w ubiorze. Nie znaczy to, że nic nie wolno zmieniać czy że należy ślepo zachować stare zwyczaje, ale znając i szanując tradycję, aktualizować je w czasach współczesnych. Kościół, chociaż jest otwarty, uczy pewnej postawy, dlatego m.in poczucie sacrum – obecności Boga – wymaga szacunku.
Bardzo przemawia do mnie to, jak Benedykt XVI był w Turcji w 2006 r. i przy wejściu do Błękitnego Meczetu zdjął buty i wszedł w białych skarpetkach. Zrezygnował z butów, by okazać szacunek. A u nas powoli traci się tę umiejętność: rezygnacji z indywidualizmu, by trwać w pewnej grupie. Kościół wszystkich ogarnia troską i szacunkiem, ale to nie znaczy, że można robić, co się chce. Kościół nie zgadza się na pewne postawy, które mogą być nieodpowiednie dla miejsca i ludzi, którzy w nim są.
Jak mawiał pewien starszy ksiądz: my dla Boga mamy ładnie się ubrać. I zawsze podkreślał słowo „ubrać się”.
We Włoszech – skąd Ksiądz pochodzi – też zdarza się, że ludzie do świątyni przychodzą ubrani, jakby wracali prosto z plaży?
My Włosi jesteśmy bardziej przyzwyczajeni do gorąca, co widać po kompletniejszej garderobie. Zachowaliśmy przy tym poczucie, że żyjemy w społeczeństwie, i ta świadomość rzutuje na nasz ubiór, zależnie nie tylko od temperatury, ale i od okazji. Mamy odzież, która przeznaczona jest tylko do kościoła. Panie korzystają z różnych chust, szaliczków i sweterków, którymi zasłaniają odkryte ramiona.
Są i księża, którzy ornat zakładają na T-shirt i szorty...
Może to mieć związek z pewnymi postawami starokawalerskimi, bo może ksiądz myśli, że i tak ubrania, na które założy albę i ornat, nie będzie widać. Dla księży niedziela jest dniem niejako roboczym – są przy ołtarzu i w konfesjonałach – ale w niedzielę trzeba chodzić w niedzielnych ubraniach, mimo że może być bardzo gorąco. Niedziela to dzień Pański. Mój dziadek w niedzielę aż do obiadu nosił zawsze białą koszulę.
Czy ksiądz, choć sam w klapkach do sutanny, ma prawo oczekiwać od innych właściwego stroju w świątyni?
Nie oczekuje tego dla siebie, tylko dla wspólnoty Kościoła.
Mimo że sam od siebie nie wymaga?
To jest jak z lekarzem, który mówi, że palenie zabija, a sam pali. Ale to, że lekarz pali, nie znaczy, że palenie jest zdrowe. Ksiądz, odprawiając Mszę Świętą, jest ubrany w albę i ornat, a więc odpowiednio. Ale także troszczy się o dobro Kościoła, ludzi, którzy przychodzą modlić się do świątyni, więc również o odpowiedni strój tych, którzy do niej wchodzą.