Kardynał Stefan Wyszyński nie towarzyszył Janowi Pawłowi II we wszystkich dniach jego pierwszej pielgrzymki do Polski. Uznał, że w archidiecezji krakowskiej papież powinien być „sam na sam” ze swoimi.
Wybór Polaka na papieża, a potem jego pierwsza w historii Kościoła w Polsce wizyta były – można powiedzieć – jakby „ukoronowaniem” kilkudziesięciu lat prymasostwa kard. Stefana Wyszyńskiego. Jego trudu, modlitwy, cierpienia, zawierzenia Bogu, ale też odwagi i dalekosiężnego myślenia.
W pierwszym dniu pielgrzymki Jana Pawła II do Polski, 2 czerwca 1979 r., papież w katedrze warszawskiej nazwał prymasa „zwornikiem” całego Kościoła w Polsce. „Zwornik jest tym, co tworzy sklepienie i odzwierciedla siłę fundamentu budowli. Ksiądz Prymas odzwierciedla siłę fundamentu tego Kościoła, którym jest Jezus Chrystus. Na tym polega jego własna siła. Ksiądz Prymas uczy od trzydziestu kilku lat, że tę siłę zawdzięcza Maryi, Matce Chrystusa” – powiedział Jan Paweł II.
Takiej ciżby nie widziałem
Tamta pierwsza pielgrzymka Jana Pawła II do Polski została już dobrze opisana, ale źródłem do tej pory – w całości i w naukowym opracowaniu – niepublikowanym są zapiski prymasa pro memoria od 2 do 10 czerwca 1979 r. Wiele mówią o tym, jak prymas Wyszyński widział, przeżywał i oceniał tę wizytę. Zapiski są różnorodne: mają charakter krótkich sprawozdań, opisów i dłuższych analiz.
Widać z nich wyraźnie, że prymasa zaskoczyła liczba osób na odprawianych przez papieża Mszach Świętych, na drodze przejazdu papamobile. „Przejazd trasą do katedry nie da się opisać, gdyż zgromadził niespodziewaną rzeszę ludu Bożego. I to bez przerwy – w niektórych punktach – jest wprost tłoczno. Ojciec św. stale błogosławi. Wielki wóz, wiozący papieża i jego towarzystwo, idzie powoli i niekiedy szarpie” – tak prymas opisywał przejazd z lotniska do katedry św. Jana na warszawskiej starówce. Na Jasnej Górze pisał 5 czerwca, że Jan Paweł II odprawia nabożeństwo na szczycie „przy tak wielkim udziale wiernych, że aż dziw bierze, skąd się ci ludzie wzięli”. Ostatniego zaś dnia pobytu papieża, pisząc o Mszy na krakowskich Błoniach, zauważył: „Takiej ciżby ludzi nigdy w życiu i nigdzie dotąd nie widziałem. Stoją i śpiewają”. Zaskoczeniem dla prymasa są także homilie Jana Pawła II.
Historyczne przemówienie
To była pewna nowość i zupełnie inny styl. „Przemówienie Ojca św. było długie, było ono »dialogiem« ze słuchaczami. Papież widzi ten dialog w oklaskach, które są aprobatą i wyznaniem wiary. »Kazanie głosimy wszyscy«” – cytuje papieża w swoich zapiskach. Na Jasnej Górze, po Mszy dla pielgrzymów z Zagłębia Śląskiego i Dąbrowskiego, kard. Wyszyński zapisał 6 czerwca, że papieskie „przemówienie było tak oklaskiwane mocno, że niemal trudno było mówić. Ale papież prowadzi te kazania dialogowane wspaniale, chociaż się to przedłuża i niszczy się głos”. Z kolei na Błoniach przemówienie papieża – zauważa – „jest wspaniałe, może więcej utrzymane w granicach nauczania, niż dialogu. Ale ludzie klaszczą”. I tu następuje ciekawa uwaga: „Zaczęli wprawdzie klaskać i przy moim przemówieniu, ale delikatnie poprosiłem o ciszę – i usłuchali. Natomiast papież stale stwarza dialog”.
Uprzytomniłem sobie, że spełnia się na moich oczach proroctwo...
Prymas Wyszyński w czasie tej pielgrzymki wielokrotnie przeżywa momenty wzruszenia. „Ojciec św. wygłosił historyczne przemówienie, przerywane burzliwymi oklaskami” – zanotował 3 czerwca w Gnieźnie, po homilii omawiającej chrześcijańskie początki słowiańskiej Europy. Z kolei na Jasnej Górze, 4 czerwca, w czasie pierwszej papieskiej Mszy na wałach Jan Paweł II w homilii zapowiedział, że pod koniec celebry złoży akt osobistego oddania Matce Bożej i przekaże na ręce prymasa złotą różę. „Była to chwila tak doniosła, że na jej oczekiwanie przeniosłem się do kaplicy Matki Najświętszej, by Jej podziękować za zwycięstwo wszystkich pragnień i nadziei. Bo wszystkie nasze oczekiwania znacznie wybitniej zostały wykonane. Lepiej bez świadków doczekać tej chwili”. Po złożeniu przez papieża aktu zawierzenia odebrał złotą różę i specjalną świecę. „W czasie obiadu złożyłem serdeczne podziękowanie Ojcu św. za pracę nawiedzenia” – czyli za pracę w okresie przygotowań do Milenium Chrztu Polski, czego częścią była peregrynacja po kraju kopii obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej. Metropolita krakowski był w nią bardzo zaangażowany, wspierając czynnie prymasa.
Pozostawić niezbędną samotność
Wieczorem 6 czerwca papież odjechał do Krakowa. Prymas natomiast został na Jasnej Górze. „Dlaczego nie pojechałem do Krakowa?” – zapisał pytanie, które zapewne wielokrotnie mu stawiano. „Wydaje mi się, że w Krakowie powinien witać Ojca św. arcybiskup Macharski. Tam jedynym punktem odniesienia ma być Ojciec św. Nie chcę tworzyć rozdźwięku. Zresztą nie wszędzie muszę być” – notował, dodając, że ktoś musi dziękować za otrzymane już łaski dzięki obecności Ojca Świętego i wypraszać mu dalszą szczęśliwą podróż po Polsce.
Prymas wiedział, że jego nieobecność w Auschwitz może budzić jakieś „domysły niewłaściwe”. Ale uważał, że to minie, a najważniejsze, by na terenie archidiecezji krakowskiej ludzie widzieli „swojego arcypasterza – dziś Ojca św. – i nim wyłącznie się radowali”. Pierwsza pielgrzymka Jana Pawła II do ojczyzny wśród wielu celów i znaczeń miała bowiem też charakter sentymentalny – pożegnania papieża z Krakowem, Wadowicami, Kalwarią Zebrzydowską… To miało być „pożegnanie diecezji i pożegnanie umiłowanych kątów i miejsc przeżyć duchowych. Wymagało to taktu, by pozostawić Ojcu św. niezbędną samotność, dla należytych przeżyć” – pisał prymas dwa dni później, dodając: „Ale na to ludzie wścibscy nie pozwolili papieżowi, otaczając Go zgiełkiem niemal jarmarcznym i swoją natrętną obecnością”.
Do Krakowa kard. Wyszyński przyjechał dopiero 9 czerwca po południu. „Miasto rozśpiewane. Przed rezydencją gromady ludzi” – zanotował. Był pod wrażeniem tłumów, entuzjazmu ludzi. Widział jednak braki organizacyjne. „Ojciec św. wskutek przeładowania programu i przedłużenia spotkań stale się opóźnia. Nikt tu nie trzyma cugli porządkowych w ręku”. Wieczorem otrzymał od papieża samochód – forda escorta, którym kard. Wojtyła jeździł po Polsce, krótko, bo od 1977 r.
Szczyt zwycięstwa
Prymas w czasie kilkudniowego pobytu na Jasnej Górze modlił się za papieża i jego wizytę i na gorąco analizował znaczenie pielgrzymki do Polski. Widział jej wagę w wielu wymiarach. Najważniejszy – historyczny i religijny – wynikał z faktu samej obecności papieża, pierwszy raz w ponad tysiącletniej historii Polski. Dzięki temu też papież „przestał być mityczną abstrakcją, ale stał się dotykalną (jak bardzo!) rzeczywistością dla każdego katolika i dla ludzi dalekich od Kościoła”.
W warstwie społeczno-politycznej pielgrzymka uwydatniała wartość Kościoła dla narodu i jego kultury. Miała też istotne znaczenie polityczno-międzynarodowe. Polska za sprawą wizyty Ojca Świętego – zauważył prymas – znalazła się w centrum zainteresowania świata, który „wdarł się do bloku” państw za żelazną kurtyną. „Nadwyręża to mur dzielący Europę na dwa światy” – pisał prymas. „Na tym terenie – Moskwa przestała być wyłącznym gospodarzem. – Jest inna moc, której pragnie świat zamknięty w diamacie”, czyli w materializmie dialektycznym. To była mocna konstatacja prymasa, który dzięki papieskiej pielgrzymce miał nadzieję w Polsce na „przezwyciężenie tępej laicyzacji i ateizacji politycznej”.
Wśród braków pielgrzymki wymienił m.in. próby dywersji administracji państwowej, by odciągnąć ludzi od uczestnictwa w niej, manipulacje telewizji, ale także przeładownie programu wizyty papieskiej w diecezji częstochowskiej, co zdaniem prymasa odciągało papieża od Jasnej Góry.
A my tu jesteśmy w miejscu, które komuniści nazwali placem Zwyciestwa, i na tym placu, pod ich rządami, przed krzyżem, który oni sami postawili, polski papież odprawia Świętą Ofiarę”.
Akt zawierzenia siebie i Kościoła Matce Bożej złożony przez papieża na Jasnej Górze prymas Wyszyński nazwał „szczytem zwycięstwa” i spełnieniem proroctwa kard. Augusta Hlonda, który umierając, dodawał otuchy, by nie tracić nadziei, a zwycięstwo, gdy przyjdzie, będzie zwycięstwem Najświętszej Maryi Panny. Prymas o spełnieniu proroctwa myślał już w pierwszym dniu pielgrzymki, gdy na placu Zwycięstwa, dziś Piłsudskiego, Jan Paweł II wołał do Ducha Świętego o odnowę oblicza ziemi.
„W tym momencie nie mogłem ani myśleć, ani się modlić – wyznał prymas. – Skupiłem się tylko na jednym: jak opanować wzruszenie, bo uprzytomniłem sobie, że spełnia się na moich oczach proroctwo Augusta Hlonda, wypowiedziane przez niego na łożu śmierci, że przez Matkę Bożą przyjdzie zwycięstwo. A my tu jesteśmy w miejscu, które komuniści nazwali placem Zwyciestwa, i na tym placu, pod ich rządami, przed krzyżem, który oni sami postawili, polski papież odprawia Świętą Ofiarę”.
Prymas nie napisał tego w pro memoria, ale powiedział Janowi Nowakowi-Jeziorańskiemu, dyrektorowi Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa.
Domy ruszyły w posadach
Ostatnia refleksja, jaką zapisał w ostatnim dniu pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski, dotyczyła domów akademickich stojących na trasie przejazdu papieża na lotnisko w Balicach: „wszystkie okna były pełne młodzieży akademickiej. Wielki krzyk i łąka rąk wyciągniętych do papieża; sprawiało to wrażenie, jakby domy ruszyły się w posadach”. To porównanie było też prorocze. Za rok ludzie w Polsce naprawdę ruszyli „z posad”.
A Jan Paweł II kilka miesięcy po pielgrzymce, bo 30 października 1979 r., w liście do prymasa napisał: „Zawsze byłem przekonany, że Duch Święty powołał Waszą Eminencję w wyjątkowym momencie dziejów Ojczyzny i Kościoła – i to nie tylko Kościoła w Polsce, ale także i w całym świecie. Patrzyłem na to trudne, ale jakżeż błogosławione wezwanie od czasów mojej młodości – i dziękowałem za nie Bogu jako za łaskę szczególną dla Kościoła i Polski. Dziękowałem za to, że »taką moc dał człowiekowi« – i zawsze za to dziękuję”.