KOŚCIÓŁ CIAŁEM CHRYSTUSA
a. Druga sprawa to Kościół będący prawdziwym Ciałem Chrystusa. Apostoł Paweł jest pierwszym autorem oryginalnej definicji Kościoła, jakiej nie znajdziemy u innych autorów chrześcijańskich z I wieku. Definicja ta brzmi: Kościół to „Ciało Chrystusa” (1 Kor 12,27; Ef 4,12; 5,30; Kol 1,24).
Tylko Paweł – jak się wydaje – użył tego określenia (σωμα εσμεν εν χριστω) w odniesieniu do Kościoła. Obraz ten był już znany w starożytności i pojawiał się w różnych nurtach filozoficznych i religijnych. Najbardziej bliska temu obrazowi wydaje się myśl stoicka, która go wykorzystywała w rozważaniach o pochodzeniu i jedności kosmosu oraz w opisach o powstawaniu państw i społeczeństw.
Gdy np. w roku 494 p.n.Chr. doszło do tzw. pierwszego buntu plebejskiego przeciwko panowaniu patrycjuszy w Rzymie, wówczas – w celu nakłonienia tłumu do zaprzestania rebelii – warstwa rządząca wysłała specjalnego emisariusza, niejakiego Meneniusza Agryppę, który był zaprzyjaźniony z masami. Pragnąc usprawiedliwić nieróbstwo warstw uprzywilejowanych, opowiedział on zebranym następującą bajkę:
„W tym czasie, gdy w człowieku wszystko nie było tak jak teraz w harmonii, lecz poszczególne części ciała miały własną wolę i własny język, rozgniewały się raz wszystkie inne członki, że ich staraniem i przez ich czynności zbiera się wszystko dla żołądka, a on sam, leżąc sobie spokojnie w środku, nic nie robi, tylko korzysta z dostarczanych mu przysmaków. Uknuły więc między sobą spisek, by ręce nie podawały pokarmu do ust, by usta nie przyjmowały podanego pokarmu, a zęby nie gryzły. Gdy w tym gniewnym postanowieniu chciały zagłodzić żołądek, same członki a wraz z nimi całe ciało doszły do ostatecznego wycieńczenia.
Przeto stało się rzeczą oczywistą, że i żołądek nie próżnuje, nie tylko odbiera pokarm, ale i daje go, bo zwraca wszystkim częściom ciała przetworzoną po strawieniu pokarmu, a rozdzieloną równomiernie na żyły krew, dzięki której żyjemy i jesteśmy zdolni do życia. […] Biorąc stąd porównanie jak wewnętrzna niezgoda w ciele jest podobna do gniewu ludu na patrycjuszów, wywołał wśród ludu zmianę nastroju” (Tytus Liwiusz, Dzieje od założenia miasta Rzymu, II, 32)
b. Kościół nie jest Chrystusem. Nie jest też „jak” Ciało Chrystusa, ale „jest” Ciałem Chrystusa (1Kor 12,27). Jest ciałem budowanym przez Ducha Świętego. My zaś ten wielki dar Ducha otrzymujemy w dniu naszego chrztu! Chrzest stanowi prawdziwe duchowe narodzenie się, które nas odradza w Chrystusie, czyni nas Jego częścią i głęboko nas jednoczy między sobą, jako członki tego samego Ciała, którego On jest głową (Rz 12,5; 1 Kor 12,12-13).
„Kościół nie jest tylko jakimś zgromadzeniem „wokół Chrystusa, lecz jest on zjednoczony w Nim, w Jego Ciele” (KKK 789). Pan Jezus zapowiada rzeczywistą komunię między swoim i naszym ciałem: „Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim” (J 6,56). Dzięki temu Komunia święta, którą przyjmujemy, przechodzi do naszego krwiobiegu. To znaczy, że całym sobą – nie tylko moim umysłem i sercem – ale fizycznie łączę się z samym Chrystusem, który mnie przenika.
Ani objawienia prywatne, ani stany mistyczne nie dorównują temu, czego doświadczamy w Eucharystii. Na ziemi jest to najwyższy stan zjednoczenia z Chrystusem. Dlatego – dla tych, którzy jeszcze tego nie uczynili – nadszedł już najwyższy czas, aby powrócić na Eucharystię.
„Ponieważ jeden jest chleb, przeto my, liczni, tworzymy jedno ciało” (1 Kor 10,17). W Eucharystii Chrystus daje nam swoje Ciało i czyni nas swoim Ciałem. W tym znaczeniu Ewangelista Jan woła: „Wytrwajcie we Mnie, a Ja będę trwał w was…” (J 15,4).
Skąd zaczerpnąć tej mocy wytrwania? Świat nam jej nie da, bo jej nie posiada. Wprawdzie dysponuje różnego rodzaju energią i tą może się z nami podzielić, ale nie udzieli nam mocy ducha do przezwyciężenia słabości, do oparcia się złu, do zachowania równowagi wobec nieszczęścia, bólu i cierpienia. Potrzebujemy mocy wewnętrznej, duchowej, abyśmy pozostali wierni Kościołowi, Ewangelii, abyśmy pozostali wierni miłującemu nas Bogu (kard. Z. Grocholewski, Eucharystia źródłem mocy, Msza św. dla polskich pielgrzymów, Rzym – 20.06.2000).
c. W toczącej się ciągle jeszcze dyskusji: w jaki sposób należy przyjmować Komunię świętą (w postawie stojącej, na klęcząco, na rękę, czy do ust), odpowiedź brzmi: należy przyjmować ją z czystym sercem! Ważniejsza niż zewnętrzna postawa, jest wewnętrzna dyspozycja.
W Polsce pierwszym sposobem pozostaje Komunia Święta do ust. Przyjmowanie Komunii Świętej do ust to w naszej ojczyźnie utrwalona od pokoleń tradycja, w której trwamy. To jest wartość. Nie należy jej zmieniać tylko po to, żeby się komuś przypodobać. Na pewno ważnym powodem do takich zmian nie jest fakt, że gdzieś indziej robią inaczej. Zakłada się, że jest to najbezpieczniejsza forma, jeśli chodzi o szacunek dla Najświętszego Sakramentu.
Jednak Episkopat Polski dopuszcza także przyjmowanie Komunii Świętej na rękę. Jednym z ważnych motywów wprowadzenia tego sposobu był fakt, że Polacy odwiedzają różne kraje świata i jadą do wspólnot, które wyłącznie w ten sposób przyjmują Komunię. Także do nas przyjeżdżają członkowie różnych wspólnot. W takiej sytuacji trzeba umieć się odnaleźć, żeby w znaku wspólnoty przyjąć godnie Komunię Świętą.
Skoro przy okazji epidemii tak bardzo zwróciliśmy uwagę na formę zewnętrzną jej przyjmowania, to nadarzyła się okazja, aby przypomnieć sobie istotę rzeczy. A istotą rzeczy jest nasza postawa wewnętrzna, która dzisiaj stanowi dużo większy problem, tymczasem my traktujemy ją w sposób znacznie lżejszy. Niebezpieczeństwo grozi nam z innej strony. Niebezpieczeństwem jest spłycenie podejścia do Najświętszego sakramentu. Przyjmowanie go jak opłatka, niedbale, przy okazji, bez świadomości tego, jak ważne to wydarzenie. Zacznijmy więc od pytania, czy jestem w ogóle godzien przystąpić do Komunii Świętej? (por. Komunia do ust czy na rękę? Idziemy, 30/2020/).