„Kocham ojczyznę więcej niż własne serce. Wszystko, co czynię dla Kościoła, czynię dla niej” – mówił prymas Stefan Wyszyński.
Powszechnie jest uznawany za jednego z największych Polaków stulecia Niepodległej. Był nastolatkiem, gdy Rzeczpospolita się odrodziła, ale przecież i on, jako członek tajnej organizacji harcerskiej, współpracującej z POW Piłsudskiego, miał maleńką w tym cząstkę. Na pewno zaś w umacnianiu niezależności odrodzonego państwa – jako duszpasterz, działacz Chrześcijańskich Związków Zawodowych i publicysta, po wojnie zaś jako prymas i interrex – w umacnianiu wolności wewnętrznej narodu, bez której nie byłoby wolnej Polski.
Miłość Kościoła, miłość narodu
Większa część życia kard. Wyszyńskiego przypadła na okres niewoli – braku państwa lub samodzielnego państwa. Z 80 lat życia tylko 21 żył w prawdziwie wolnej II Rzeczpospolitej. Urodzony w 1901 r. w zaborze rosyjskim, jako dojrzały kapłan przeżył czas okupacji niemieckiej, a jako prymas – czas totalnego uzależnienia państwa od ZSRR, o czym zdecydowała decyzja światowych mocarstw. To osobiste doświadczenie oraz refleksja historyczna, oparta na szerokiej wiedzy, miały wpływ na hierarchię wartości prymasa: pierwsza po miłości Boga była miłość do ojczyzny, obok Kościoła zaś – miłość narodu, który z szacunku pisał wielką literą.
Wiara w zmartwychwstanie
Stefan Wyszyński wiedział z doświadczenia, że wartością trwalszą od wszelkich struktur państwowych jest naród. Bywają okresy, w których z powodu określonych wydarzeń, wojen, układów geopolitycznych naród nie ma własnego państwa albo nie jest w nim gospodarzem, a pomimo to trwa. W takich sytuacjach jest on nie tylko nośnikiem pamięci o własnej państwowości, ale z osiągnięć i wartości minionych pokoleń czerpie siłę do walki o niepodległość czy wolność. Fakt, że w 1918 r., po 123 latach zaborów, odrodziła się niepodległa Rzeczpospolita, był – jak mówił prymas – „zasługą przeszłości, tego, czym naród kiedyś był, czego dokonał, co było jego szlachetną ambicją, chociaż może nie zawsze wolne od błędów, jak każde działanie indywidualne czy społeczne”. Polacy w 1918 r. wybili się na niepodległość, bo mogli czerpać siłę z przeszłości, która była rezerwuarem wartości współkształtowanych przez chrześcijaństwo.
To z tego między innymi powodu prymas Wyszyński tak ogromną wagę przywiązywał do zachowania tożsamości narodu – jego kultury, historii, języka. Tych wszystkich wartości, które decydują o odrębności narodu włączonego w rodzinę narodów, i wyłącznie dzięki którym naród ma szansę odzyskać wolność, odbudować swą państwowość. „Polska, utraciwszy wolność polityczną, zachowała jednak wolność ducha i wolność narodową, bo oparta była mocno o przeszłość – dumną, ciężką i waleczną” – mówił. Bo „Polsce zawsze przyświecała wiara w zmartwychwstanie i życie. Chociaż zmartwychwstanie ma wymiary teologiczne – pochodzi z wiary, z doświadczenia Chrystusa – w Polsce dogmat ten był tłumaczony także narodowo”. Prymas porównywał ofiarę krwi poniesioną przez Polaków w okresie powstań narodowych, wojen, w obozach śmierci – ofiarę z miłości do wolności i ojczyzny – do ofiary Chrystusa poniesionej na krzyżu z miłości „Chrystusa do Ojca i Jego dzieci”. Ta ofiara Polaków była owocna – Polska zmartwychwstała.
Wdzięczność nakazem sprawiedliwości
Co ciekawe, prymas Wyszyński, który w okresie PRL, szczególnie w 1980 r., obawiał się, by nie doszło do rozlania choćby kropli krwi braterskiej, uważał, że zrywy i powstania narodowe, militarnie, prawie wszystkie nieudane przecież, miały wielki sens. „Chociaż realiści żałowali tej krwi – jak uważali – daremnie przelanej, ja nigdy tak nie myślałem. Zawsze uważałem, że każdy z tych zrywów – powstanie listopadowe, styczniowe czy warszawskie – miał swój głęboki sens, był budzeniem sumień”. Ten stan podtrzymywany przez powstańców, a w okresach popowstaniowej traumy przez poetów, wieszczów narodowych – przyniósł w końcu owoce.