Dobry Panie, Ty najlepiej wiesz co znaczy ciężar krzyża. Twoje barki niosły ogromny ciężar ludzkiego grzechu. Ty sam dotarłeś na Golgotę, w trudzie, bólu, w cierpieniu. Zrobiłeś to dla mnie.
Jezu, Ty zachęcasz mnie do „brania swojego krzyża i pójścia za Tobą”. Wiesz, że boję się tego? To dla mnie ogromny ciężar, który często mnie przerasta.
Wzrokiem swojego serca szukam swojego Szymona z Cyreny, który choć na moment, pomógłby mi w tym trudzie. Ale jego nie widać.
Muszę jeszcze mocniej utkwić wzrok w Tobie. Często nie widzę Cię oczami, bo Ty jesteś za mną i zamiast nawoływać mnie z przodu ...Ty z tyłu pomagasz mi ten krzyż nieść.
Swoją śmiercią krzyżową Ty pokonałeś wszelki grzech i choroby, jednak ich skutki, tu na ziemi, jeszcze nas dotykają. Proszę, jeśli taka jest Twoja wola, zabierz ode mnie moją chorobę i cierpienie już teraz. Jestem na to otwarty i wierzę, że Ty możesz to zrobić. Ty możesz wszystko!
Ale być może to ma czemuś służyć. Moje myśli i skończony rozum są NICZYM przy Tobie.
Duchu Święty przyjdź i umocnij mnie na mojej Drodze Krzyżowej codzienności. Nie chcę narzekać, ale pokornie nieść krzyż aż na Golgotę.
Pragnę częściej mieć świadomość Twojej obecności Jezu. Widzieć Cię oczami serca. Przecież niesiemy ten krzyż razem.
Amen.
__________________________________
Zobacz też: Praktyki wielkopostne - duchowa szansa czy jedynie zewnętrzne znaki?