Parafia w Rajszewie liczy ok. 1900 osób. Choć mieszkańcy przybyli z różnych stron Polski, szybko zbudowali autentyczną wspólnotę, opartą na sąsiedzkiej solidarności i spontaniczności.
Do działania nie potrzebują zachęty ani odgórnych ogłoszeń. Patronuje im św. Andrzej Bobola, którego obecność przekłada się na namacalne skutki.
– Zdecydowana większość to ludzie, którzy sprowadzili się tutaj z całej Polski. Starych mieszkańców jest ok. 10 proc., pozostali przybyli tu za pracą – opowiada ks. Stanisław Kania, który w 2007 r. rozpoczął organizację parafii w Rajszewie, wsi położonej 10 km od Legionowa. – Najpierw mieszkali w stolicy, a potem zaczęli szukać spokojnego miejsca pod Warszawą, najczęściej domu. Zdecydowana większość to ludzie młodzi, z dziećmi. Właśnie młodość stanowi specyfikę naszej parafii. Wiekowych ludzi mamy stosunkowo niewielu. Najstarsza parafianka ma 99 lat. Do niedawna jeszcze chodziła po cztery kilometry – wspomina.
Parafia zatraciła już rolniczy charakter, choć pola i łąki nadal budują krajobraz. Starzy mieszkańcy zajmują się ogrodnictwem, ale dotyczy to zaledwie kilku rodzin. Młodzi pracują w Warszawie, w różnych firmach. Za dnia panuje tu niespotykana cisza. I to także ściąga nowych parafian, zmęczonych wielkomiejskim zgiełkiem. Ruch na drogach ożywa dopiero po godz. 16, kiedy mieszkańcy zaczynają wracać z pracy. Budynek kościoła, który powstaje od listopada 2011 r., wymaga jeszcze wykończenia, ale prace – od fundamentów do stanu obecnego – toczą się systematycznie i bezproblemowo. Proboszcz chętnie przywołuje zdarzenia związane z pomocą patrona w budowie parafii. A budowa ma nie tylko wymiar materialny, ale i przyczyniła się do rozwoju lokalnego duszpasterstwa.
– Zdecydowanie więcej mamy chrztów – ocenia proboszcz. – W zeszłym roku padł rekord, ponieważ chrztów było dwa razy tyle, co rok wcześniej. Normalnie ok. 18, a w poprzednim roku aż 36. Pogrzebów jest mniej więcej sześć rocznie, w zeszłym roku były trzy. Ślubów mamy jeden, dwa; w ubiegłym było osiem. Jak widać, pod każdym względem był to rekordowy rok.
Ze względu na dużą liczbę małżeństw z dziećmi Msza Święta ma zawsze bardzo żywy charakter. Wciąż przybywa ludzi angażujących się w życie parafialne. Nowi mieszkańcy wcześniej czy później trafiają do kościoła, i nie ma to wymiaru wyłącznie okazjonalnego.
– Są u nas ministranci i schola dziecięco-młodzieżowa. Ludzie sami się angażują, zgłaszają propozycje różnych działań, są bardzo otwarci. Co roku w okresie Bożego Narodzenia są wystawiane jasełka – podkreśla ks. Kania. – W tym roku brało w nich udział 25 dzieci, a realizacja miała charakter profesjonalny. Ledwo zmieścili się wszyscy widzowie.
Na terenie parafii rokrocznie przygotowuje się dzieci do Pierwszej Komunii Świętej i bierzmowania. Działa Żywy Różaniec, zrzeszający członków w różnym wieku.
– Naszą specyfiką są koła różańcowe rodziców, którzy modlą się za dzieci. Mamy trzy takie róże. Ponadto są dwa kręgi Domowego Kościoła. Ciekawostką jest wspólnota mężczyzn: panowie dbają o formację ludzką, duchową i chrześcijańską. Najmłodsi mają powyżej trzydziestki, najstarszy przekroczył siedemdziesiątkę. Jest ich około piętnastu. Spotkania organizują raz w miesiącu. Dodatkowo z własnej inicjatywy przychodzą w sobotę na godz. 7 i śpiewają Godzinki. Trwa to już trzeci rok – mówi z uznaniem proboszcz.
– Nasza inicjatywa narodziła się na podstawie pomysłu jednego z kolegów z Domowego Kościoła, który zauważył konkretną potrzebę – opowiada Radosław Krzemiński. – Mężczyźni we wspólnocie spotykają po to, by wytyczać sobie konkretne cele i je realizować. Są to zarówno cele realizowane w porządku domowym czy zawodowym, jak i te duchowe. Spotkania adresowane są do wszystkich chętnych mężczyzn powyżej 18. roku życia. W sferze duchowej przechodzimy przez każdy z rodzajów modlitw praktykowanych w naszym Kościele. A w sferze domowej to może być kwadrans dziennie poświęcony dzieciom albo spełnienie dawnej, a wciąż odkładanej obietnicy, jak np. instalacja karnisza.
– Przyrost populacji w Rajszewie nie jest szokujący, ponieważ mamy zabudowę jednorodzinną. Nie wiem, jak by było, gdyby postawiono u nas blok – zastanawia się ks. Kania. – Ale wszystko zmierza w dobrym kierunku. Nie zauważyłem odpływu wiernych – podsumowuje. – A ludzie są dobrzy z natury – dodaje.