Jorge Milia, dziennikarz i pisarz, który bardzo dobrze zna Ojca Świętego, opowiada o tym, dlaczego jego zdaniem nie ma obecnie żadnych szans na wizytę Franciszka we własnym kraju.
W poprzednim numerze tygodnika „Idziemy” pisaliśmy o papieżu Franciszku i jego relacjach z krajem rodzinnym, Argentyną – oraz stosunku Argentyńczyków do niego. Już po opublikowaniu artykułu „Franciszek nie wróci do ojczyzny” otrzymaliśmy list od Jorgego Milii, który mieszka w Salta, mieście na północy kraju, półtora tysiąca kilometrów od stołecznego Buenos Aires.
Jak opisuje Jorge Milia, w szczególnie trudny sposób układały się stosunki prymasa Argentyny, kard. Jorgego Maria Bergoglia SI, z prezydentem Néstorem Kirchnerem, szefem państwa w latach 2003-2007. Kirchner podobno tak bardzo nienawidził prymasa, że nie wymawiał jego nazwiska. Nazywał go „Whisky”, od inicjałów „JB”.
Sytuacja nie zmieniła się nawet wówczas, gdy prezydentem została żona Kirchnera, Cristina. W 2010 r. Kirchner zmarł, a kard. Bergoglio modlił się i wygłosił homilię podczas jego pogrzebu, bardzo go wychwalając. Prezydent Cristina Kirchner i jej rząd nie zmienili jednak swego nastawienia wobec prymasa. Podobnie było przez pierwsze dni po wyborze kard. Jorgego Maria Bergoglia na papieża.
Jednak wkrótce wszystko się zmieniło. Pani prezydent poprosiła o audiencję i poleciała do Rzymu, podobnie jak znaczna część rządu, działaczy rządzącej partii peronistycznej (Partia Justycjalistyczna, ugrupowanie założone w 1946 r. przez Juana Peróna, który wywarł ogromny wpływ na politykę Argentyny) i przywódców związkowych. Przywozili zdjęcia z Ojcem Świętym i relacjonowali to, co rzekomo im opowiadał.
Jak napisał Jorge Milia, „problem polegał na tym, że każdy z tych, których Franciszek przyjął w Watykanie, po powrocie do Argentyny przemawiał w jego imieniu. Zdanie: «Papież Franciszek powiedział mi…» było powtarzane w kółko”. Każdy z nich wkładał w usta papieża dokładnie te słowa, które sam chciał usłyszeć”.
Jorge Milia pytał papieża, czemu publicznie nie wyjaśnił, jaka jest prawda. „Powiedział mi, że gdyby to zrobił, byłoby jeszcze gorzej”. Tak czy inaczej, w efekcie wypowiedzi papieskich gości spora część argentyńskich katolików jest rozczarowana – ale nie z powodu słów faktycznie wypowiadanych przez papieża, lecz tego, co opowiadali o Ojcu Świętym inni. Także jego wrogowie.
I jak podkreśla Jorge Milia, do papieża docierali różni ludzie, niekoniecznie katolicy, a z pewnością także osoby zupełnie nieprzejmujące się losami Kościoła i samego Ojca Świętego. Otrzymywali od niego błogosławieństwo i zdjęcie z podpisem, wracali do Argentyny i „walczyli o prawo do bezpłatnej, ogólnie dostępnej aborcji”. A Kościół w Argentynie jest podzielony. Sporo księży, zwłaszcza na prowincji, jest zwolennikami lewicowego peronizmu – czyli ideologii, którą kieruje się obecny rząd (peronistowska Partia Justycjalistyczna za rządów Kirchnera skręciła zdecydowanie na lewo). Inni są politycznie neutralni, ale nie wiedzą, jakie naprawdę są poglądy Ojca Świętego na sytuację w ich kraju i w związku z tym jak oni sami powinni się zachowywać. Dla ludzi nie jest też do końca jasne, dlaczego papież w swych wystąpieniach mówi przede wszystkim o ubogich, nie wspominając innych – w związku z tym katolicy z klasy średniej stopniowo dystansują się od Kościoła.
Zdaniem Jorgego Milii, papież doskonale to rozumie i dlatego uważa, że nie może przyjechać do Argentyny. Zwolennicy rządu jego wizyty nie chcą, choć zarazem usiłują na wszelkie sposoby papieża wykorzystać. Z kolei prawicowcy nie akceptują kontaktów Ojca Świętego z przedstawicielami argentyńskiej lewicy. „Powrót do ojczyzny nie byłby więc dobrym scenariuszem. I papież o tym wie”.
Wszystko to świadczy o niesłychanie skomplikowanej sytuacji politycznej w Argentynie. Można snuć porównania do Jana Pawła II i jego relacji z ojczystym krajem, jednak zdecydowanie prostszych i bardziej wyrazistych. Co prawda polscy politycy też chętnie fotografowali się z papieżem, ale jego przekaz do Polaków był bezpośredni. W przypadku Franciszka i Argentyńczyków wygląda to jednak zupełnie inaczej.
Jorge Milia napisał: „to wszystko jest moim skromnym poglądem na tę sprawę. Mogę się mylić. Nie rozmawiałem z nim [papieżem] od dawna. Przez rok byłem izolowany w związku z COVID-19 i nadal nie wiem, kiedy będę mógł pojechać do Europy”. Jak podkreśla, jest przyjacielem Ojca Świętego. A w swym liście chciał pomóc nam zrozumieć trudne relacje Franciszka z jego rodakami.