Kiedy chcę krytykować Kościół, jego pasterzy i nawet papieża, wypadałoby najpierw zapytać Pana Jezusa, co On o tym sądzi. - mówi o. prof. Jacek Salij OP w rozmowie z Barbarą Stefańską
fot. xhzCo Ojciec sądzi o ostrych słowach krytyki pod adresem papieża Franciszka, które publicznie lub prywatnie wypowiadają wierni – świeccy i duchowni?
Niepokoi mnie, kiedy katolicy krytykują papieża niejako z perspektywy zewnętrznych obserwatorów, tak jakby sami nie należeli do Kościoła.
Katolicy mogą nie należeć w pełni do Kościoła?
Chociaż jestem człowiekiem ochrzczonym i wierzę w Chrystusa, mogę, niestety, znajdować się w stanie grzechu. Wówczas w jakimś bardzo realnym sensie staję się prześladowcą Kościoła. Prześladowania, jakie Kościół cierpi ze strony takich wyznawców, którzy dali się opanować grzechowi, są być może jeszcze groźniejsze niż te, których Kościół doznaje od swoich wrogów. Katolik żyjący w grzechu, owszem, należy do Kościoła, ale czy należy do niego w pełni?
Odpowiedź na to pytanie św. Augustyn znalazł w Liście do Rzymian: „Niech grzech nie króluje w waszym śmiertelnym ciele”. Wszyscy jesteśmy grzesznikami – mówił – a jednak bardzo inaczej należą do Kościoła ci, w których króluje Boża łaska, a inaczej ci, w których króluje grzech.
Postawmy pytanie następne: Czy ci pierwsi już w pełni należą do Kościoła? Otóż nawet jeśli już całe lata i naprawdę na serio staram się żyć w łasce uświęcającej, to przecież nie wszystkie moje myśli, słowa i uczynki podobają się Bogu. Wciąż jest we mnie tajemnicza ciemność, która pobudza mnie do różnych rzeczy ciemnych, w tym również do takiego krytykowania, jakby Kościół był obcą mi instytucją, wobec której ustawiam się na zewnątrz.
A w jakim przypadku krytyka może służyć dobru Kościoła?
Niekiedy do krytykowania różnych niedobrych faktów, wydarzeń czy wypowiedzi pobudza nas miłość Kościoła. Z drugiej strony brak reakcji na jakieś niedobre zjawiska może płynąć z naszego wygodnictwa i świadczy o tym, że Kościół kochamy zbyt mało. Warto jeszcze i to zauważyć, że nawet nie każda obrona przed krytykami niesprawiedliwymi wychodzi Kościołowi na zdrowie.
Głęboko to rozumiał św. Franciszek z Asyżu. Bardzo poruszyło mnie, co powiedział na ten temat pewien włoski zakonnik: „W epoce, w której wielu głośno oskarżało Kościół instytucjonalny o bogactwo i korupcję, Franciszek wymazał ze swego życia wszelką naganę, wykluczył jakiekolwiek «przeciwko». Nie był polemiczny wobec Kościoła hierarchicznego, lecz także nie chciał polemizować z tymi, którzy z Kościołem polemizowali”. On chciał reformować Kościół nie na drodze krytyki, nawet jeśli naprawdę słusznej, ale poprzez pobudzanie do świętości.
W jaki sposób możemy rozpoznać, czy nasze lub innych ludzi osądy są powodowane miłością do Kościoła?
Moda na krytykowanie i potępianie Kościoła przypomina mi wydarzenie opisane na początku ósmego rozdziału Ewangelii św. Jana. Tłum ludzi niemających sobie nic do zarzucenia oczekiwał od Pana Jezusa aprobaty dla radykalnego potępienia cudzołożnicy. On jednak nie próbował jej bronić, co więcej, pozornie zgodził się na to, żeby grzesznicę ukamienować: „Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień”. Pan Jezus nie pocieszał też fałszywie nieszczęsnej kobiety, jakoby jej grzech nie był znów taki wielki. Jego słowo jest słowem prawdy i miłości: „Ja ciebie nie potępiam. Idź, a od tej chwili już nie grzesz!”.
Banda tych niby sprawiedliwych, którzy przyprowadzili grzesznicę, żeby ją ukamienować, niczego by nie zrozumiała, gdyby Pan Jezus najpierw ich nie wyciszył. Stąd ważna nauka dla katolików pytających, czy wolno nam krytykować Kościół: Nie tylko wolno, ale może nawet powinniśmy krytykować, i więcej – w taki sposób, że będzie to nas więcej kosztować. Kiedy jednak chcę krytykować Kościół, również jego pasterzy i samego nawet papieża, wypadałoby najpierw zapytać Pana Jezusa, co On o tym sądzi. Takie wyciszenie najprościej osiąga się przed Najświętszym Sakramentem, przed obrazem „Jezu, ufam Tobie” albo ikoną Matki Najświętszej.
Poza modlitwą ważne jest także uważne wsłuchiwanie się w głos innych – serce kochające Kościół wyczuje serce innego kochającego.
Wielu zarzucało papieżowi, że nie wymienia wprost Rosji jako agresora w wojnie z Ukrainą. To nie jest kwestia doktrynalna…
Toteż nie warto tego rodzaju wypowiedziami papieża zanadto się przejmować.
Wypowiedzi wywołujące protesty, także biskupów, dotyczą Komunii Świętej dla rozwodników czy podejścia do związków homoseksualnych. Przykładem są reakcje na deklarację Fiducia supplicans. W takim przypadku krytyka jest uzasadniona?
Zamieszanie, jakie papież Franciszek spowodował w Kościele swoimi wystąpieniami na temat możliwości błogosławienia związków niesakramentalnych (w tym również homoseksualnych), pod jednym względem wydaje mi się bardzo błogosławione. Ponieważ były to wystąpienia tak dla Kościoła kontrowersyjne, jedno Ojciec Święty osiągnął na pewno: bardzo mocno wybrzmiał jego głos, że Kościołowi zależy na duchowym dobru tych wszystkich, którzy pragną mieć w nim swoją Matkę; że Kościół nie chce się od nich odcinać, nawet jeżeli oni sami niekiedy tak to odczuwają.
Jestem absolutnie pewien, że papież jest jak najdalszy od tego, aby zapraszać grzeszników do świętokradzkiego przyjmowania sakramentów. Niewątpliwie chodzi mu o to, żeby ludzie żyjący w związkach niesakramentalnych wyraźniej poczuli macierzyńską troskę Kościoła o ich zbawienie. Trudno jednak nie zauważyć, że w dokumentach na ten temat wydawanych przez Stolicę Apostolską jest sporo niedomówień, a chyba nawet sprzeczności.
Powiem tak: w jakimś sensie bardzo się cieszę z tego, że Stolica Apostolska wydaje takie dokumenty, i jednocześnie bardzo się cieszę, że wielkie kościelne autorytety protestują. Dzięki temu będzie się dokonywała – ufajmy, że wspaniała – praca duchowa na rzecz odnowienia wyznawanej w Kościele od wieków Bożej prawdy w możliwie wszystkich jej aspektach.
Skoro krytyka może prowadzić do szukania prawdy, jak to się ma do nieomylności papieża?
Nie zapominajmy, że to sam Pan Jezus dał Piotrowi klucze królestwa oraz władzę związywania i rozwiązywania. Zarazem wszyscy Jego apostołowie, nie tylko Piotr, otrzymali to niesamowite wezwanie, które zawiera się w słowach: „Kto was słucha, Mnie słucha; kto wami gardzi, Mną gardzi”.
Przypomnijmy dogmat Soboru Watykańskiego I: Biskup rzymski, kiedy naucza ex cathedra, tzn. jako pasterz i nauczyciel wszystkich wiernych, w sprawach wiary i moralności posiada tę nieomylność, w jaką Boski Zbawiciel chciał wyposażyć swój Kościół. Chyba zbyt mało pamiętamy o tym, że do nieomylności w wierze jesteśmy zobowiązani wszyscy, którzy uwierzyliśmy w Chrystusa. Podobnie jak absolutnym obowiązkiem grzybiarza jest nieomylne rozróżnianie grzybów trujących i jadalnych. Do nieomylności w wierze, do tego, żeby była ona zgodna z wiarą Kościoła, zobowiązany jest każdy biskup, każdy kaznodzieja, każdy katecheta, każde z rodziców, kiedy przekazuje wiarę swojemu dziecku.
W tej perspektywie papież jest nie tylko zobowiązany do nieomylności w wierze. Jako następca Piotra i pierwszy pasterz Kościoła jest uprzywilejowanym świadkiem nieomylnej wiary Kościoła. Rzecz jasna, w jedności ze wszystkimi biskupami, którzy utrzymują z nim łączność jako z następcą Piotra.
Zarazem papież, tak jak każdy z nas, jest omylnym człowiekiem. Może się pomylić nie tylko w ocenie rosyjskiej agresji na Ukrainę, ale również jako głosiciel wiary, bo przecież nie zawsze naucza ex cathedra.
W historii byli święci, którzy sprowadzali papieża na dobrą drogę, np. Katarzyna Sieneńska.
Jako pierwszy na upomnienie sobie zasłużył i je otrzymał sam apostoł Piotr. Było to w Antiochii, kiedy Piotr nie miał odwagi sprzeciwić się tym współbraciom w wierze, którzy usiłowali narzucić Kościołowi jakieś zwyczaje judaistyczne. Wydarzenie jest opisane w drugim rozdziale Listu do Galatów. Wyszło to Piotrowi i Kościołowi na dobre, bo wypływało z miłości.