Stołeczny Teatr Powszechny postanowił pokazać, jak nadąża za duchem czasu i z okazji niedawnych walentynek wprowadził do swojej stałej oferty „Bilet dla dwóch”, skierowany „szczególnie do par jednopłciowych”. Jak czytamy w oficjalnej informacji teatru, placówka pragnie w ten sposób wyrazić szacunek dla praw mniejszości seksualnych w Polsce.
Nie jest to jedyna inicjatywa teatru, który patronował już walentynkowemu festiwalowi „Równe prawa do miłości”, a swoim pracownikom z obsługi widowni zapowiedział udział w warsztatach antydyskryminacyjnych. Mają one uwrażliwiać na „mechanizmy tworzenia się stereotypów, mowy nienawiści i przemocy wobec mniejszości nie tylko seksualnych, ale także narodowych i religijnych”.
Ciekawy jest jednak, co najmniej z dwóch powodów, sposób, w jaki teatr zamierza dowartościować mniejszości seksualne. Rzecznik prasowy teatru Mateusz Węgrzyn studzi ewentualne protesty „homofobów”, zapewniając, że „Bilet dla dwóch” to także bilet dla ojca i syna lub babci i wnuczki. – Byleby była to para jednopłciowa – mówi.
Druga ciekawostka to cena „Biletu dla dwóch”, na który trzeba wyłożyć 140 zł. A więc tyle, ile kosztują dwa najdroższe bilety normalne na dużą scenę. – To dlatego, że „Bilet dla dwóch” jest w rzeczywistości całosezonowym kuponem – tłumaczy Węgrzyn.
Wychodzi więc na to, że Teatr Powszechny dość szeroko rozumie pojęcie „pary jednopłciowej”, a w ramach szanowania praw mniejszości seksualnych nie zapomniał, by na nich zarobić. A jak jednopłciowość posiadaczy biletów będzie egzekwowana? Można sądzić, że przy wejściu na widownię przez bileterów. Po przejściu warsztatów antydyskryminacyjnych poradzą sobie.
![]() |
Radek Molenda |