Zamiast do podpisania amerykańsko-ukraińskiej umowy w sprawie surowców doszło do kłótni prezydentów. W efekcie zakończenie wojny za naszą wschodnią granicą dramatycznie się oddaliło.

Kiedy ten numer tygodnika „Idziemy” oddawaliśmy do druku, nie było jasne, czy dojdzie do wznowienia rozmów i czy Amerykanie ostatecznie przerwą dostarczanie broni i amunicji dla Kijowa.
CO SIĘ STAŁO?
Są różne próby wytłumaczenia, dlaczego doszło do tak ostrego sporu pomiędzy prezydentem USA Donaldem Trumpem i jego wiceprezydentem J.D. Vancem oraz głową państwa ukraińskiego Wołodymyrem Zełenskim. Większość komentatorów i analityków odpowiedzialnością obciąża stronę amerykańską. Pojawiły się twierdzenia, że duet Trump–Vance celowo sprowokował Zełenskiego, by doprowadzić do przerwania rozmów. Dlaczego mieliby to uczynić? Wskazuje się zazwyczaj na dwa powody.
Po pierwsze, Trump zdecydowanie nie lubi swego ukraińskiego gościa. Uważa, że zbyt blisko współpracował z Joem Bidenem i podczas kampanii wyborczej wspierał raczej Kamalę Harris. Stąd wezwania, by Zełenski odszedł, i wcześniejsze słowa, że jest „dyktatorem bez wyborów”. Wypada w tym miejscu zauważyć, że chociaż konstytucja Ukrainy nie przewiduje odkładania wyborów prezydenckich z powodu wojny, to zarazem nie ma ich jak w obecnych warunkach przeprowadzić.
Po drugie, Trump jakoby wie, że nie ma szans na uzyskanie porozumienia z Władimirem Putinem i doprowadzenie do pokoju. Skoro tak, to potrzebny jest mu kozioł ofiarny – i takiego właśnie znalazł w osobie Zełenskiego. W ten sposób można tłumaczyć jego słowa, że „Zełenski nie chce pokoju”.
Ale są i tacy komentatorzy, którzy dopatrują się winy ukraińskiego prezydenta. Oto bowiem Zełenski doskonale wiedział, że Trump lubi być chwalony, a nie cierpi, gdy ktoś z nim ostro polemizuje. Powinien więc zachować daleko idącą powściągliwość, czego nie uczynił… Tak czy owak, delegacja ukraińska została wyproszona z Owalnego Gabinetu i godzinę czekała na ostateczną decyzję Amerykanów. Ci zaś już ich do stołu obrad nie zaprosili.
UMOWA SUROWCOWA
Ale umowa surowcowa nie została ostatecznie przekreślona. Wiadomo było, że projekt porozumienia przewiduje utworzenie „funduszu inwestycyjnego” dla powojennej odbudowy Ukrainy. Jak oznajmił ukraiński premier Denys Szmyhal, Kijów i Waszyngton będą nim zarządzać na „równych zasadach”. Ukraina wniesie do funduszu 50 proc. przyszłych dochodów z zasobów surowców mineralnych, ropy naftowej i gazu.
Jest to daleko idąca zmiana w porównaniu z pierwotnymi propozycjami amerykańskimi. Prezydent Trump chciał pierwotnie, by Ukraina przekazała Stanom Zjednoczonym prawo do eksploatacji surowców do wartości 500 mld dolarów. To by de facto oznaczało, że kraj ten stał się amerykańską kolonią. Później Trump ograniczył swoje żądania, dowodząc, że pomoc dla Kijowa wyniosła od 300 do 350 mld dolarów, a on po prostu chce „odzyskać te pieniądze”. Szacunki wskazują, że w rzeczywistości pomoc ta kosztowała ok. 120 mld dolarów.
Trzeba jednak pamiętać, że cały ten pomysł pochodził od prezydenta Zełenskiego. We wrześniu ub.r. odwiedził on USA i przedstawił swój „plan zwycięstwa”. Projekt, jak nieoficjalnie wiadomo, obejmował przekazanie Waszyngtonowi dostępu do części bogactw naturalnych Ukrainy w zamian za dalsze wsparcie. Co ciekawe, rozmowy w sprawie pozyskania ukraińskich surowców od jesieni ub.r. przedstawiciele Kijowa prowadzą też z Francją. – Nasz przemysł zbrojeniowy będzie potrzebował pewnej ilości kluczowych surowców przez następne 30 lub 40 lat – twierdzi francuski minister obrony Sébastien Lecornu. I przyznał, że prezydent Emmanuel Macron poprosił go o rozpoczęcie negocjacji z Ukrainą w tej kwestii.
BĘDZIE POKÓJ?
Wyrazy wsparcia dla Ukrainy i Zełenskiego przekazało wielu polityków europejskich (w tym premier Donald Tusk), a także z innych krajów. „Trzeba wrócić do stołu rozmów. Prezydent@ZelenskyyUa powinien przy nim usiąść i negocjować takie rozwiązanie, które sprawi, że Ukraina będzie bezpieczna” – napisał na portalu X prezydent Andrzej Duda. Opublikowane po spotkaniu oświadczenie Białego Domu było stanowcze, a prezydenta Zełenskiego pojednawcze. Wciąż jest szansa na porozumienie.