26 kwietnia
piątek
Marzeny, Klaudiusza, Marii
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Przystanek Polska

Ocena: 0
656

Rozgrywka związana z wyborem szefa Rady Europejskiej jest nie tylko emocjonująca – jest także bardzo ciekawa, i to na wielu poziomach. Polski rząd niespodziewanie zgłosił nowego kandydata: Jacka Saryusz-Wolskiego. Tym samym Donald Tusk nie jest formalnie polskim kandydatem. Kandyduje jako dotychczasowy szef Rady, mając poparcie europosłów z grup chadeckiej i liberalnej oraz wsparcie znacznej grupy państw.

Saryusz-Wolski jest unijnym wyjadaczem. Był pierwszym pełnomocnikiem ds. integracji europejskiej (w latach 1991-1996), szefem Komitetu Integracji Europejskiej, europosłem, wiceszefem Parlamentu Europejskiego. Kompetencji nie sposób mu odmówić. Jest także faktem, że był marginalizowany w PO od lat. Z kolei w PE niespecjalnie lubili go Niemcy, ceniący polityków uległych, a nie samodzielnych. Teraz Saryusz-Wolski ogłosił, że „wysiada z Platformy na przystanku Polska”. Został szybko wyrzucony z partii Schetyny, a także wypchnięty z Europejskiej Partii Ludowej.

Czy ma szanse? Bardzo niewielkie, choć, rzecz jasna, w polityce wiele jest możliwe, na co wskazuje, paradoksalnie, nadzwyczajna nerwowość zwolenników Tuska. Sens kandydatury Saryusz-Wolskiego polega przede wszystkim na próbie zbudowania przez rząd przesłania pozytywnego. Samo głoszenie, że „nie chcemy Tuska” brzmi dużo gorzej niż „proponujemy Saryusz-Wolskiego”. Z kolei fakt, że Polska ma swojego kandydata, niezwykle utrudnia reelekcję Tuska. W systemie unijnych instytucji Rada Europejska jest bowiem bastionem państw narodowych. Próba złamania naszego rządu – co można zrobić przez głosowanie większościowe – jest formalnie możliwa, ale byłaby bardzo kosztowna. Kolejny raz okazałoby się, że Unia opiera się na przemocy, a nie na zasadach, nakazujących w tym wypadku szukanie jednomyślności. Berlin – któremu Tusk bardzo pasuje – może jednak nie mieć wyjścia. Angela Merkel ma na głowie kampanię wyborczą, a szukanie porozumienia w sprawie kogoś innego wymaga i czasu, i wysiłku. Tusk nikomu specjalnie się nie naraził, więc i inni przywódcy nie mają powodu, by go nie popierać. Choćby ze zwykłej niechęci do ryzyka.

Czy więc gra Jarosława Kaczyńskiego ma sens? Można odpowiedzieć pytaniem: czy PiS może grać inaczej? Poparcie Warszawy dla Tuska miałoby poważne konsekwencje. Oznaczałoby akceptację dla jego praktyki ostrego recenzowania naszego rządu i wtrącania się w sprawy krajowe. Symbolicznym zdarzeniem było tu przemówienie byłego premiera we Wrocławiu, tuż po podjęciu okupacji sali sejmowej przez opozycję. Grobowym tonem przywoływał wówczas „polskie Grudnie”, wyraźnie podkręcając atmosferę. Chwilę później wzmacniał wątpliwości do legalności budżetu przyjętego w Sali Kolumnowej. Tusk wybrany wbrew polskiemu rządowi będzie musiał albo bardziej się hamować, albo też jego krytyka nie będzie miała takiej mocy (będzie uznawana za zwykłe odgrywanie się). W tym kontekście PiS zyskuje w każdym wariancie, choć oczywiście porażka w staraniach o obalenie Tuska nie będzie miła.

Zdaniem opozycji rząd ma obowiązek popierać Polaka. Zasadę tę jednak łamała już sama opozycja, która nie udzieliła wsparcia Januszowi Wojciechowskiemu, zabiegającemu o jedno ze stanowisk w PE. Poza tym, gdy pytamy, co Tusk zrobił dla Polski, słyszymy, że nie może zrobić nic, bo reprezentuje całą Unię, a nie konkretny kraj. Więc to trochę gra w ciuciubabkę.

W tle jest oczywiście polityka krajowa. Dla PiS powrót Tuska do polityki krajowej zawsze będzie potencjalnym problemem. Powroty są trudne, o czym przekonali się i Wałęsa, i Kwaśniewski, ale Tusk mógłby tę regułę złamać. Gdyby jednak wracał dziś, wracałby jako polityk w sumie przegrany. Jeśli dostanie jeszcze jedną kadencję, jego notowania będą lepsze. W sam raz do boju o prezydenturę w roku 2020. O ile oczywiście jeszcze by mu się chciało, bo doskonale płatne funkcje międzynarodowe uzależniają niczym narkotyki.

O jeszcze jednym elemencie warto wspomnieć: przyciągając Saryusz-Wolskiego, obóz rządzący potwierdza, że mocno siedzi w siodle władzy. Tak jak przez długie lata siedziała – i przyciągała polityków ze wszystkich stron – Platforma. Wicepremier Mateusz Morawiecki, twierdzący, że PiS może rządzić do roku 2031, pobrzmiewa nieco mało wiarygodnie, ale perspektywy przed prawicą są dobre. O ile sama sobie nie zaszkodzi, co niestety prawica zawsze potrafiła robić.

 

Idziemy nr 11 (597), 12 marca 2017 r.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Autor jest redaktorem naczelnym tygodnika „W Sieci”

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 26 kwietnia

Piątek, IV Tydzień wielkanocny
Ja jestem drogą i prawdą, i życiem.
Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 14, 1-6
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)
+ Nowenna do MB Królowej Polski 24 kwietnia - 2 maja

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter