Nikogo chyba nie zdziwiło, że na zjeździe regionalnym Komitetu Obrony Demokracji Mateusz Kijowski został wybrany na lidera regionu mazowieckiego. Nic zaskakującego nie było także w wiadomości, że w marcu ponownie będzie ubiegał się o stanowisko przewodniczącego zarządu głównego KOD. Zapewniał, że jego praca dla regionu nie będzie kolidować z pracą na rzecz całego stowarzyszenia i że dla regionu to nawet lepiej.
Nikt – ani wybierany, ani wybierający – nie czuł zawstydzenia z powodu afery finansowej, którą ten pierwszy ma za uszami? Kijowski gwarantuje, że sprawa ta zostanie wyjaśniona. Dotrzyma słowa czy – wzorem poprzednich władz – skupi się na tropieniu tych, którzy doprowadzili do przecieku faktur, które wystawiał KOD?
Osiem lat rządów PO przyzwyczaiło nas w zasadzie do podobnych kompromitacji i niewyciągania z nich wniosków. Afera stoczniowa, hazardowa, infoafera, afera taśmowa, afera Amber Gold – politycy szarżowali po bandzie wierząc, że ich władza potrwa wiecznie. W wyjaśnianiu afery taśmowej środek ciężkości został przerzucony na wyśledzenie i ukaranie nagrywających. Za kompromitujące ówczesnych rządzących słowa padające w nagraniach nikt nie został pociągnięty do odpowiedzialności.
Pod względem prawnym nie, ale jednak większość społeczeństwa wyciągnęła z tego wnioski i nie dała im mandatu do dalszego sprawowania władzy.
Partii obecnie rządzącej daleko do afer pokroju tych, które wymieniłam. Wpadki z udziałem uhonorowanego medalem wiceministra studenta czy utrudnianie pracy dziennikarzom w Sejmie to PR-owe samobóje, które mocno nadszarpują zaufanie. Czy PiS wyciągnie z tego wnioski, póki nie jest za późno, i pójdzie po rozum do speców od politycznego PR-u?
Szkoda, by wiele dobrych zmian przykryły wizerunkowe wpadki.