To nie był dobry tydzień dla ludzi uznających swoją przynależność do Kościoła i poważnie traktujących swoją wiarę. Zaczęło się od wypowiedzi minister edukacji, a skończyło na de facto liberalizacji prawa aborcyjnego, której chyba nikt się nie spodziewał.
Szefowa MEN podkreśliła w dość ostry sposób, że organizacją lekcji religii zajmuje się ministerstwo, bo na mocy konkordatu ma taki obowiązek, ale tak naprawdę to „ministerstwo będzie decydowało, w jakim kształcie”. – Na tym polega rozdział Kościoła od państwa, że to nie ten czy inny biskup układa plan lekcji, tylko tym zajmuje się odpowiednia instytucja. Rozumiem, że to jest wycie o kasę, bo widzą, że i kwestia Funduszu Kościelnego będzie opracowywana przez rząd i po prostu został przykręcony kurek z pieniędzmi, który za czasów PiS płynął ochoczo w podzięce za przysługi wyborcze – oceniła Barbara Nowacka. Abstrahując od doboru słów, które komu jak komu, ale człowiekowi, który zajmuje się edukacją, nie przystoją, to nie jest „wycie o kasę”, tylko zwykła troska osób nauczających religii (także świeckich) o uczciwą możliwość zarobienia pieniędzy. Nie będzie możliwości – będą wakaty, a więc nie będzie nauczania religii, w to miejsce zaś wejdą ideologie – bo życie nie znosi próżni. Taka jest rzeczywistość.
Druga sprawa zakrawa na skandal. Decyzja rządu i słowa premiera: „Nie zmieniamy prawa, ale zmieniamy realia” – oznaczają trzęsienie ziemi. Z wytycznych ministerstwa zdrowia wynika, że np. psychiatra może zlecić aborcję do dnia porodu! To nie jest furtka, to liberalizacja w wersji turbo, z pominięciem ustawy i orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego. A zrobił to rząd, którego premier nie jest aż tak zakładnikiem wąskiej grupy skrajnie liberalnej lewicy. Czy tak miało się stać? Myślę, że tak. Wszystkie znaki na ziemi i prądy płynące z Europy Zachodniej na to wskazywały. Choć nie sądziłem, że teraz i tak nagle. Wszystko w imię wewnątrzkoalicyjnej wojny o przejęcie lewicowego elektoratu.
Wszystko to niszczy tkankę społeczną i wzajemne zaufanie. Nie trzeba być jasnowidzem, żeby wiedzieć, że ponad połowa Polaków nie tego oczekuje od rządu, bo jest konserwatywna. Kościół to wytrzyma, wierni się policzą, odpadną ci, którzy stanowią tylko fasadę. Kiedyś wszystko się zmieni. Szkoda tylko, że po drodze wyleje się tak dużo łez. Szkoda też, że zabrakło wyprzedzającego stanowczego stanowiska i wiernych, i biskupów.