W ostatnim czasie w Parlamencie Europejskim zostały zorganizowane debaty o przestrzeganiu praw człowieka w Polsce. Zdecydowano się upomnieć nasz kraj za rzekome łamanie praw człowieka i nieprzestrzeganie zasad demokracji. Do rezolucji końcowej dołączono temat aborcji, zakładając, że nasze władze także w tej kwestii będą naruszać wolności obywatelskie. Aż dziw bierze, że w podobnych dyskusjach pomijana jest postępująca erozja polskiego rzecznikowskiego systemu ochrony praw człowieka.
Kilka tygodni temu została ogłoszona petycja dotycząca odwołania Adama Bodnara, będącego rzecznikiem praw obywatelskich. W połowie sierpnia było już 17 tys. podpisów osób podzielających pogląd, że rzecznik ten podejmuje działania w sposób stronniczy, uprzywilejowując środowiska homoseksualistów. W tym przypadku trudno się dziwić: od początku publicznie podkreślał on swoją sympatię do organizacji LGBT.
W Polsce można dostrzec kryzys instytucji,
które wiele lat temu zostały powołane
do obrony praw człowieka
Znacznie większe zdziwienie mogą budzić działania dwóch innych rzeczników: praw dziecka i praw pacjenta. Podkreślają oni wspólną aktywność na polu zabezpieczenia praw małoletnich pacjentów. Można jednak dostrzec pewne dodatkowe, kluczowe podobieństwo: ani Marek Michalak (RPD), ani Krystyna Barbara Kozłowska (RPP) nie podjęli nigdy działań zmierzających do ochrony praw dzieci poczętych, będących wszak również pacjentami. Michalak, często chwalący się krótką rozmową ze św. Janem Pawłem II, całkowicie pomija jego refleksję dotyczącą zła, jakie niesie aborcja. Twierdzi, że to temat polityczny, zapominając, iż to „jego” ustawa definiuje dziecko jako „istotę od chwili poczęcia”. Krok dalej idzie Kozłowska: nie podejmuje akcji mających na celu ochronę praw poczętego pacjenta, ale aktywnie działa przeciw jego prawom, co udowodniła, dołączając do grona atakujących dwa lata temu prof. Bogdana Chazana, broniącego praw swojego małego pacjenta. W ostatnim natomiast czasie rzecznik praw pacjenta, odpowiadając na list rzecznika praw obywatelskich, wyraziła niepokój z powodu częstego powoływania się przez ginekologów na klauzulę sumienia. Jej zdaniem podobne działanie uniemożliwia w praktyce kobiecie skorzystanie ze świadczenia zdrowotnego w postaci aborcji (sic!). Warto w tym miejscu uświadomić panią rzecznik, że świadczenie to zawsze kończy się śmiercią pacjenta, którego po diagnozie nie poddano terapii, tylko pozbawiono życia.
Na koniec września przewidziano w polskim sejmie pierwsze dyskusje dotyczące zmiany przepisów aborcyjnych. Pod dwoma projektami podpisało się łącznie ponad 600 tys. obywateli. Każdy z nich zachował się jak prawdziwy rzecznik. Opowiedział się bowiem po stronie tych, których obecnie żaden etatowy obrońca praw nie broni.
Błażej Kmieciak |