Kilka dni temu widziałam się w Niepokalanowie z amerykańskim mariologiem, wykładowcą i ewangelizatorem, który odbywa po Polsce pielgrzymkę śladami św. Maksymiliana Kolbego, św. Jana Pawła II i św. Faustyny. W podróż zabrał dwunastu studentów, którzy chcą pośród polskich katolików umacniać swą wiarę katolicką, aby móc potem we własnym kraju dawać jej mocne świadectwo.
Ów mariolog stwierdził, że w ostatnich latach, za prezydentury Donalda Trumpa, dla religii katolickiej powiał nowy wiatr wolności i możliwości swobodnego jej szerzenia. To brzmi nieco paradoksalnie w odniesieniu do Stanów Zjednoczonych – kraju będącego symbolem wolności dla innych państw na świecie. Ale jak stwierdził, za prezydentury Baracka Obamy religia była całkiem spychana na margines, a chrześcijanie coraz bardziej dyskryminowani, podczas gdy prezydentura Trumpa ma trzy zasadnicze cechy: jest za życiem, jest przeciwko ideologii gender i gwarantuje swobody religijne. Przy czym tego Amerykanina w ogóle nie interesuje, czy Trump czyni to wszystko dla zyskania elektoratu i poparcia czy z przekonania. Fakt jest faktem, że Stany wracają do normalności i wolności, jaką znały niegdyś.
W zupełnie innym kierunku idzie sąsiednia Kanada, która w ostatnich latach stała się liderem krajów ograniczających swobody religijne, walczących z życiem oraz przymusowo forsujących ideologię gender. – To nie jest już miejsce dla katolików – stwierdził ów amerykański mariolog. Kanadyjski premier Justin Trudeau nie ukrywa, że taka właśnie jest jego agenda i że w Kanadzie buduje swoisty raj dla lewaków, kosztem swobód obywatelskich wszystkich grup wyznaniowych. Kolejne prowincje kanadyjskie wprowadzają coraz bardziej absurdalne prawa dotyczące tolerancji wobec wszystkich grup społecznych, nawet takich, które nie istniały, a które stworzono – np. trzeciej płci – karząc jednocześnie chrześcijan za to, że są chrześcijanami. Zresztą premier Trudeau, który uważa się za katolika, twierdzi również, że zabijanie dzieci poczętych jest podstawowym prawem człowieka, a swoje własne potomstwo wychowuje według standardów gender.
O tym, że nie chodzi tu tylko o teorie, które nie przystają do rzeczywistości, świadczy np. przyjęta przed dwoma tygodniami przez władze kanadyjskiej prowincji Quebec najsurowsza jak do tej pory ustawa sekularyzacyjna. Zakazuje ona urzędnikom zatrudnionym w sektorze publicznym, czyli nauczycielom, policjantom, sędziom, prawnikom, noszenia w pracy symboli religijnych. Oznacza to, że ci pracownicy nie będą mogli pojawić się w miejscu pracy z krzyżykiem na szyi czy z nakryciem głowy. Głosowanie nad ustawą odbyło się wieczorem w weekend za zamkniętymi drzwiami, a wcześniej z obrad nad ustawą zostali wyłączeni chrześcijanie i muzułmanie. W ostatniej chwili przed głosowaniem rząd Quebecu dodał jeszcze zapis o specjalnych inspektorach powoływanych przez prowincję, którzy będą sprawdzać w miejscach pracy, czy prawo to jest przestrzegane. A będzie ono dotyczyć wszystkich nowych pracowników przyjmowanych do pracy.
Biskupi Quebecu napisali w oświadczeniu, że prawo to „będzie podsycać strach i nietolerancję, a nie przyczyniać się do pokoju społecznego”. A jeszcze dwa lata temu biskupi kanadyjscy odnowili poświęcenie swojego kraju Niepokalanemu Sercu Maryi w 150. rocznicę narodzin Kanady. Amerykański mariolog widzi w tym jawny przejaw odwiecznej walki Złego z Maryją o dusze jej poświęcone. A tymczasem Kanada zatraciła na dobre swój synonim „raju”, stając się coraz bardziej dla jej obywateli piekłem na ziemi.
Co? Gdzie? Kiedy?
