Po spełnieniu wszystkich wskazanych przez kreatorów „wymarzonego urlopu” warunków można już – spokojnie? – wyjechać w miejsce docelowe. Według tak zwanych ekspertów od urlopów dwa tygodnie nicnierobienia naładuje nasze akumulatory na cały rok ciężkiej pracy i pozwoli nam przetrwać długie jesienno-zimowe polskie szarówki. I może nawet by tak było, gdyby nie to, że wszystkiego zaplanować po prostu się nie da. Najboleśniej przekonali się o tym turyści z Tunezji, których urlop został tragicznie przerwany przez zamach terrorystyczny. Z kolei moich dwóch kolegów z redakcji, którzy wyjechali z rodzinami na wymarzony urlop, dopadł w pierwszym przypadku złodziej, okradając doszczętnie z dokumentów i gotówki, a w drugim choroba wywołana przez egzotyczną kuchnię, która zmusiła rodzinę do szybkiego powrotu do domu. Nie należy jednak popadać w skrajności, bo przecież nie każdy urlop musi przerodzić się w koszmar.
Należy sobie jednak zdać sprawę z dwóch rzeczy: po pierwsze, jako ludzie nie jesteśmy w stanie doskonale zaplanować i odbyć naszego dorocznego urlopu, gdyż nie odpowiadamy za sytuacje pozostające poza naszym wpływem; po drugie, coraz więcej psychologów namawia do krótkiego acz regularnego odpoczynku po pracy, który regeneruje nasz organizm lepiej niż długi wyjazd. A to z prostej przyczyny: już same przygotowania do „wymarzonego urlopu” wymagają od nas dużo wysiłku psychicznego, do tego dochodzi zazwyczaj męcząca podróż i zmiana klimatu, co wymaga kolejnych dni na przystosowanie się organizmu, a w efekcie samego odpoczynku w tym wszystkim jest najmniej.
Dużo bardziej zalecane – ale nie przynoszące krociowych zysków biurom podróży i infrastrukturze typu spa & wellness – są weekendowe lub jednodniowe, a czasami nawet kilkugodzinne wypady w urokliwe miejsca znajdujące się niedaleko naszego domu. Szacuje się, że aby dobrze wypocząć na jedno- lub dwudniowej wycieczce, maksymalny czas podróży nie powinien przekraczać trzech godzin w jedną stronę. Po pierwsze, odpada nużące pakowanie waliz, które dla niektórych – w tym i dla mnie – prezentuje się już samo w sobie jako koszmar. Po drugie, zabezpieczanie domu przed włamaniem, o którym już samo myślenie może przyprawić o rozstrój żołądka: czy wszystko jest w porządku lub – nie daj Boże – czy dam radę sprawdzać w Internecie kamery monitoringu. Po trzecie w końcu, eliminujemy stres związany z tym, że urlop musi się udać, bo przecież tyle zainwestowaliśmy w niego czasu i pieniędzy. Psychologowie proponują częstsze a krótsze wyjazdy w ciągu całego roku, które bez przesadnych przygotowań pozwalają nam w każdej chwili oderwać się od codziennych obowiązków w momencie, kiedy nasz organizm najbardziej tego potrzebuje. Sam wypróbowałem i polecam.
Na przykład do miejsc opisywanych w naszym tygodniku. Jak popytać wśród znajomych, to więcej osób było w Egipcie niż na Żuławach Wiślanych. Może więc przyszła pora – zważywszy również na niespokojną sytuację międzynarodową – aby odkrywać to, co leży w zasięgu ręki.
Stefan Meetschen |