Gdy widzę w mediach okrutne sceny, które pokazują bombardowanie miast, zabijanie kobiet i dzieci, rabunki i okrucieństwa najeźdźców, to stają mi przed oczyma inne sceny. One są również przerażające. To sceny z wojen domowych. Istnieją bowiem nie tylko wojny międzypaństwowe. Człowiek, który się nie nawraca i nie kocha, zaczyna wypowiadać wojny swoim bliskim. Bywa, że taki człowiek staje się bezlitosnym agresorem w odniesieniu do żony czy męża, syna czy córki, mamy czy taty. Jestem kapłanem od czterdziestu trzech lat. W tym czasie tysiące ludzi, zwłaszcza kobiet, dzieci i nastolatków – w Polsce i w kilku innych krajach, w których podejmuję posługę duszpasterską – opowiedziało mi o koszmarach, jakie przeżywają we własnych domach. Przemoc, agresja, znęcanie się, zdrady, rozwody, poniżanie i dręczenie najbliższych na skutek popadania w uzależnienia. To tylko przykłady tego, jak okrutny wobec własnych bliskich potrafi być ten, kto nie kocha.
Wojny domowe bywają jeszcze bardziej okrutne niż wojny międzypaństwowe. Nieskończenie bowiem mocniej boli mnie to, że bije, poniża czy dręczy mnie ktoś bliski – małżonek, rodzic, dziecko – niż to, że napada na mnie obcy bandyta czy żołnierz z wrogiego państwa. Najtrudniej jest bronić się przed dręczycielami, których kochamy i którzy nam ślubowali miłość. Tacy dręczyciele czują się bardziej bezkarni niż barbarzyńscy najeźdźcy z Rosji. Barbarzyńców domowych rzadko bowiem ktoś ściga. Zwykle nikt nie nakłada na nich sankcji. Także media mało interesują się wojnami domowymi. Dramatami krzywdzonych dzieci, kobiet, osób starszych rzadko interesują się zwłaszcza dominujące obecnie media liberalne, bo one do wojen domowych wręcz podżegają, promując egoizm, rozwiązłość, zdrady małżeńskie, zabijanie przez rodziców własnych dzieci.
WOJNA Z SAMYM SOBĄ
Człowiek potrafi wypowiadać śmiertelną wojnę nie tylko innym ludziom, lecz także samemu sobie. Po grzechu pierworodnym każdy z nas w jakimś stopniu codziennie wyrządza sobie krzywdę. Coraz częściej bywa tak, że ktoś poważnie szkodzi sobie na zdrowiu, niszczy swoją wolność i wrażliwość moralną, postępuje wbrew swoim własnym pragnieniom, ideałom i aspiracjom. Wypowiada wojnę samemu sobie ten, kto siebie nienawidzi, kto siebie okalecza, kto popada w śmiertelne uzależnienia. Okrutną wojnę przeciwko samemu sobie prowadzi ten, kto oszukuje samego siebie, bo wmawia sobie, że do szczęścia wystarczą mu pieniądze i chwila cielesnej przyjemności. Wypowiada wojnę samemu sobie ten, kto marnotrawi swoją czystość, świętość i godność dziecka Bożego. Zadręcza samego siebie ten, kto szuka szczęścia w nieszczęsny sposób, czyli tam, gdzie znajdzie jedynie grzech, rozczarowanie i rozpacz. Niektórzy prowadzą aż tak otwartą wojnę z samym sobą, że walczą z własnym ciałem. Taka sytuacja ma miejsce wtedy, gdy ktoś okalecza swoje ciało, bo wmawia sobie, że może zmienić własną płeć i że tylko okaleczając ciało, może być szczęśliwy. Każda wojna, którą człowiek wypowiada samemu sobie, prowadzi do zadręczania samego siebie – do popadania w depresję, rozpacz i stany samobójcze.
NAWRÓCENIE POCZĄTKIEM POKOJU
Pokoju nie zagwarantują nam żadne organizacje międzynarodowe. W obliczu wojny w Ukrainie widzimy, że po części instytucje te są skorumpowane i chronią ludobójców. Zwłaszcza wtedy, gdy są to ludobójcy lewicowi i ateistyczni. Wielu polityków nadal stoi po stronie Putina i jego imperium zła. Są tacy, którzy nadal pobierają wielomilionowe pensje od ludobójcy z Kremla. Tak czyni choćby Gerhard Schroeder, były kanclerz Niemiec. Pokoju na świecie nie zapewnią organizacje pozarządowe, bo wiele z nich jest finansowanych przez jawnych czy ukrytych przyjaciół Putina albo przez tych, którzy mają marksistowskie spojrzenie na rzeczywistość. Pokój na świecie zależy najbardziej od tego, jak wielu ludzi żyje w przyjaźni z Bogiem, a przez to, jak wielu ludzi żyje w pokoju z samym sobą i ze swoimi bliskimi. Ludźmi pokoju są ci, którzy się nawracają, czyli we wszystkim słuchają Boga i kochają tak, jak Jezus pierwszy nas umiłował. Tacy ludzie przejmują się losem innych ludzi bardziej niż swoim własnym losem.