„Ksiądz Zieja to szaleniec Boży! Cudownie pracuje – tylko trzeba go powstrzymywać, by się nie zamęczał”.
W ten sposób pisała przed II wojną światową w kronikach zakonnych św. Urszula Ledóchowska. Zmarły trzydzieści lat temu kapłan miał bliski kontakt także z innymi świętymi – matką Różą Czacką i kard. Stefanem Wyszyńskim.
Urodził się w 1897 r. w Ossie, w powiecie opoczyńskim, w ówczesnej rozległej diecezji sandomierskiej (obecnie teren diecezji radomskiej). Miał osiem lat, gdy za zgodą matki, Konstancji z d. Kmieciak, zamieszkał na plebanii u proboszcza Odrzywołu ks. Antoniego Aksamitowskiego, dzięki któremu mógł uczyć się i przygotowywać do dalszej nauki w Gimnazjum im. gen. Wojciecha Chrzanowskiego w Warszawie. Nie bez trudności, głównie materialnych, dzięki stypendium Henryka Dembińskiego, właściciela majątku Przysucha, ostatecznie ukończył stołeczne Gimnazjum Zygmunta Wielopolskiego.
ZACZĄŁ OD EWANGELII
Pierwszą książką, którą kupił w stolicy za trzy kopiejki, była Ewangelia św. Jana. Po latach wspominał: „Odtąd Ewangelia stała mi się książką tak umiłowaną, że wszystko, co potem czytałem lub przeżyłem, ustawiało mi się zawsze, aż do dziś, w jakimś stosunku do Ewangelii: wszystko jej przyświadczało i o jej realizację wołało i woła”.
W 1915 r. wstąpił do wyższego seminarium duchownego w Sandomierzu. Po czterech latach formacji i studiów, z rąk biskupa sandomierskiego Mariana Ryksa, przyjął święcenia kapłańskie. Zaraz też został skierowany na dalsze studia na Wydział Teologiczny Uniwersytetu Warszawskiego. Podczas wojny polsko-bolszewickiej w 1920 r. został kapelanem 8. pułku piechoty legionów. Za posługę tę został odznaczony Krzyżem Walecznych. Po wojnie powrócił na studia, które od 1922 r. kontynuował na kierunku archeologia chrześcijańska w Rzymie. Pragnął jednak jak najszybciej poświęcić się pracy duszpasterskiej, dlatego nie czekał na obronę doktoratu i w 1923 r. powrócił do Polski. Drugim powodem, który zraził go do dalszego pobytu w Wiecznym Mieście, było spotkanie z jednym z włoskich księży, który otwarcie popierał Mussoliniego.
W 1923 r. rozpoczął posługę jako kapelan w powstającym Zakładzie dla Ociemniałych w Laskach. Rozpoczęła się wtedy jego współpraca z bł. matką Różą Czacką oraz sługą Bożym ks. Władysławem Korniłowiczem. U matki Czackiej pociągało go umiłowanie prawdy, u ks. Korniłowicza – zamiłowanie do liturgii.
Już po kilkunastu miesiącach powrócił do pracy w diecezji sandomierskiej. Posługiwał kolejno w Zawichoście, Kozienicach i Radomiu. Po czterech latach podjął nieudaną próbę życia zakonnego u kapucynów.
Ostatecznie w 1928 r. przeniósł się do diecezji pińskiej, przyjęty przez tamtejszego biskupa Zygmunta Łozińskiego. Był proboszczem w Łohiszynie, gdzie doprowadził z powrotem do Kościoła połowę spośród trzech tysięcy parafian, którzy przeszli do baptystów. W diecezji pińskiej był też dyrektorem Caritas oraz Akcji Katolickiej.
W 1932 r. opuścił diecezję pińską i w Warszawie rozpoczął studia z judaistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Po dwóch latach powrócił do diecezji pińskiej, gdzie z woli nowego biskupa Kazimierza Bukraby skierowany został do posługi wśród sióstr urszulanek Serca Jezusa Konającego, które na tym terenie szerzyły działalność apostolsko-oświatową. To był czas współpracy z kanonizowaną przez Kościół matką Urszulą Ledóchowską. Oprócz tego założył uniwersytet ludowy, a także gromadził młodzież w założonym przez siebie Kole Przyjaciół Bożej Radości. Chętnie słuchali go nie tylko katolicy, ale także prawosławni, a nawet Żydzi.
W okresie międzywojennym sympatyzował ze Związkiem Młodzieży Wiejskiej „Wici” i ze Stowarzyszeniem Młodzieży Akademickiej „Odrodzenie”. I choć – na jego wniosek – w statucie „Wici” wpisano punkt o przyjęciu zasad chrześcijańskich jako podstawy działania, nie przeszkodziło to wielu działaczom tej organizacji zachowywać skrajnych postaw antyklerykalnych.