Spotykamy się z tym każdego dnia. Dobrze, jeśli nie dotyczy to nas samych ani naszych najbliższych. Jednak czasami niemal nie da się tego uniknąć.
Dlatego też tak ważne jest, by starać się to zatrzymać. Czym jest „to”? Współcześnie najczęściej nazywane jest hejtem. W słowie tym zawiera się jednak bardzo wiele znaczeń. Zniesławienie, zniewaga, wylewanie pomyj – można tak długo wymieniać. Za każdym z tych słów kryje się nienawiść. Mniejsza lub większa, ale mająca potworną siłę, która może czynić krzywdę. Hejt krąży oczywiście także wokół świata sportu.
Przykład pierwszy z brzegu. Finał ostatnich piłkarskich mistrzostw Europy. Anglia kontra Włochy. Na słynnym stadionie Wembley o tytule decydują rzuty karne. Anglicy mylą się trzykrotnie. I przegrywają. Do bramki nie trafiają Marcus Rashford, Jadon Sancho oraz Bukayo Saka. Każdy z nich stał się obiektem ohydnych ataków, również na tle rasistowskim. Każdy z nich, lepiej lub gorzej, przetrwał ten trudny czas. Są jednak sytuacje, gdy sportowiec nie wytrzymuje tego, co dzieje się wokół. Ponad dekadę temu dotknęło to m.in. kanadyjską tenisistkę. Rebecca Marino przebojem wdarła się do najlepszej czterdziestki na świecie. Miała wtedy zaledwie 21 lat. Niespełna rok później, po fali hejtu, przerwała karierę. „Były dni, że nie mogłam wstać z łóżka, ubrać się, a co dopiero wyjść na kort, stanąć twarzą w twarz z przeciwniczką i jeszcze się uśmiechać” – mówiła. W tym roku głośno było o Jelenie Dokić. Tę byłą tenisistkę z Australii atakowano ze względu na wagę. Dokić nieprzychylne i naprawdę ohydne komentarze określiła jednym słowem: „zło”. Była sportsmenka zwróciła się do hejterów tymi słowami: „Naprawdę nie ma znaczenia, co robię i co się stało, ponieważ rozmiar nie powinien mieć znaczenia. Uprzejmość i bycie dobrym człowiekiem mają znaczenie, a ci z was, którzy znęcają się nade mną i innymi, wyraźnie nimi nie są”.
Nie mam żadnych wątpliwości: Dokić dotknęła sedna sprawy. Być dobrym człowiekiem – oto jedno z największych wyzwań współczesności. Tak wielu o tym zapomina, popuszcza wodze fantazji i działa w myśl: niech się dzieje, co ma się dziać. I dlatego brud w słowach oraz czynach płynie z tak wielu stron. Jest go wiele, stanowczo zbyt wiele. Nie ma innej drogi, jak praca nad sobą. Warto też korzystać z pomocy, jeśli samemu nie daje się rady. Dobry kolega mówi o mnie, że mam krótki lont. Znaczy to dokładnie tyle, że rządzą mną emocje. Pracuję nad tym od dawna. Staram się (w bardzo różnych sytuacjach) nie dolewać oliwy do ognia. I chociaż chwilami ta praca nie przynosi efektów, to wtedy, gdy dostrzegam efekt sam lub widzą go moi bliscy, znajomi – pojawia się ogromna satysfakcja. I jest ona niezwykle budująca. Proszę mi wierzyć, cenne jest każde dobre zachowanie i każda próba zatrzymania nienawiści, która pod różnymi postaciami zalewa świat. Jak mówił za św. Pawłem bł. Jerzy Popiełuszko: „Zło dobrem zwyciężaj”.