Sytuacja jest, niestety, bardzo dynamiczna. Dlatego, pisząc te słowa, niektórych decyzji jeszcze nie znam, na inne wciąż czekamy.
Sytuacja jest, niestety, bardzo dynamiczna. Dlatego, pisząc te słowa, niektórych decyzji jeszcze nie znam, na inne wciąż czekamy. Ale zaledwie kilka marcowych dni wystarczyło, by zaobserwować rzeczy i zachowania, które zjeżyły mi resztki włosów na głowie. Skoro epidemia sparaliżowała życie większej części świata, to trudno się dziwić, że dotknęła także ludzi sportu. Szkoda tylko, że niektórzy z nich zachowywali się tak, a nie inaczej.
Numer jeden na niechlubnej liście przypadł pewnemu chojrakowi z Francji. Koszykarz Rudy Gobert najpierw wyśmiewał się z problemu epidemii (w ramach testu „mądrości” i „odwagi” dotknął ustawionych przed nim mikrofonów), a później sam się zaraził. Wykrycie choroby u Francuza było bezpośrednim powodem zawieszenia rozgrywek NBA. To jeden z przykładów dobitnie świadczący o tym, że myślenie ma przyszłość. Także, a może przede wszystkim, w czasach zarazy. I powinni o tym pamiętać działacze federacji narciarskiej. Bo to oni debatowali w najlepsze o przyszłości skoków narciarskich, ale sami decyzji o odwołaniu kolejnych zawodów nie podjęli. Postanowili za to, że… ostateczny głos w temacie kolejnych imprez będą miały władze lokalne. No i niemal natychmiast zakaz wprowadził rząd Norwegii, a to oznaczało koniec turnieju Raw Air i koniec walki o Puchar Świata. Ale panom z FIS cywilnej odwagi do podjęcia takich decyzji zabrakło.
I na koniec jeszcze moi „ulubieńcy” z Europejskiej Federacji Piłkarskiej. Ci nazbierali tyle wygłupów, że aż trudno je zliczyć. Kto z piłkarskich działaczy wpadł na pomysł, by prosić rządy krajów, które organizują Euro 2020, o to, by turniej pomimo zagrożenia epidemią się odbył? Podobno skierowano prośby do miast-gospodarzy. I każde z nich miałoby zapewnić wszelkie udogodnienia oraz odpowiednią infrastrukturę dla kibiców. Oczywiście uwzględniające zagrożenie epidemiologiczne. Pomyślałem sobie – nie, to nie może być prawda! Ale kolejne działania UEFA pokazały, że może. Bo jak inaczej niż szczytem głupoty nazwać „prośbę” skierowaną do dwóch włoskich klubów, Romy oraz Interu Mediolan, by wycofały się z Ligi Europy? Bo to ewentualnie mogłoby pozwolić dokończyć te rozgrywki. Od razu oczywiście pojawia się naturalna wątpliwość: dlaczego nie poproszono Juventusu o wycofanie z Ligi Mistrzów? Tym bardziej, że to w klubie z Turynu stwierdzono u jednego z piłkarzy zarażenie koronawirusem. Juventus Turyn – kwarantanna. Real Madryt – kwarantanna. A to pewnie tylko początek. Początek pokazujący, jak trudne jest życie w czasach zarazy i jak trudno myśleć w takich chwilach o sportowej rywalizacji. Tym większy więc żal oraz niedowierzanie, że do niektórych ludzi ze świata sportu te oczywiste wnioski docierają z opóźnieniem.