Nie będzie zachwytów, jaka to niezwykła lektura.
Bo nie o jakość literacką tu chodzi, ale o inne wartości w niej zawarte. Tę książkę po prostu trzeba przeczytać. Z kilku powodów. Ten najważniejszy jest jednak jeden. Warto ją przeczytać, bo warto zaznajomić się z człowiekiem niezwykłym. Dziennikarzem, który miał świetnych mentorów i który sam w tej roli sprawdzał się bardzo dobrze. „Życie z pasją” pozwala poznać bliżej Włodzimierza Szaranowicza, czyli kogoś, dla kogo dziennikarstwo nie jest tylko zawodem. Jest powołaniem. A tytułowa pasja, co niezwykle istotne, dotyczy nie tylko sportu.
Miałem szczęście spotkać Pana Włodzimierza na swojej zawodowej drodze i mogę powiedzieć, że należy on do ludzi, którzy najbardziej mi pomogli. Nie tylko od strony warsztatowej. Wspomniana przed chwilą pasja była obecna na co dzień. W zespole kierowanym przez Włodzimierza Szaranowicza czuliśmy ją wszyscy. Ale co najważniejsze, najistotniejsze i myślę sobie, że dziś najwartościowsze – mieliśmy nad sobą szefa, którego horyzonty nie ograniczały się do boisk, hal i stadionów. Dzięki takiej postawie, takiemu podejściu wiedzieliśmy, że łatwiej zrozumieć sportowe emocje, gdy jest się człowiekiem oczytanym, mającym nieustannie oczy szeroko otwarte, ciekawym świata. Marzy mi się, by tę książkę przeczytali też młodzi ludzie szukający wyzwań w tym zawodzie. Bo nie jest on dla wszystkich. Mam wrażenie, że bez tej tytułowej pasji dziś nawet trudniej pracować w mediach. Ten ogień można w sobie mieć. Jednak gdy się go nie podsyca, zaczyna robić się problem.
Włodzimierz Szaranowicz potrafił dbać o ten ogień. Dlatego był mistrzem na wielu polach. Na szacunek zasłużył między innymi za dbałość o język polski. Nie lubił niechlujstwa, bylejakości. Za to można było dostać burę. Uczył nas, że wielkie sportowe wydarzenie potrzebuje godnej oprawy. A ta wymaga odpowiedniego przygotowania. Dlatego potrzebny jest rys historyczny, kulturowy, społeczny. Pewnie dziś, w czasach chlapania językiem w mediach społecznościowych, brzmi to archaicznie. Wiem, żyjemy inaczej, niemal wszystko, także sport, przeżywamy inaczej. To „inaczej” dla mnie oznacza jednak często po prostu gorzej. Tracimy coś nieuchwytnego. Coś, co fachowcy tacy jak Włodzimierz Szaranowicz umieli dostrzec i nazwać. I robili to bez zaglądania do sypialni czy kuchni sportowców. Dziś, dzięki tej ważnej lekturze, sami możemy zajrzeć do świata, który współtworzył wybitny dziennikarz. Naprawdę warto.