Od 28 do 30 czerwca w Warszawie odbywa się Komersz Narodów Bałtyckich. Jego organizatorem jest Korporacja Akademicka Welecja – inna niż wszystkie.
Aby zrozumieć ideę korporacji akademickich, trzeba się cofnąć do XIX w., gdy powstawały nowe szkoły wyższe, najczęściej – dla zachowania odpowiedniego poziomu nauczania – niezależne od państwa. Autonomia oznaczała wówczas i to, że dyscypliny studentów nie mogli pilnować policjanci ani sądy państwowe, tylko władze akademickie. I wówczas pojawiły się korporacje akademickie, które narzuciły swoim członkom odpowiednią dyscyplinę. Wszyscy byli zadowoleni: zarówno rektorzy i profesorowie, którzy zrzucili ze swoich barków przykry obowiązek, jak i studenci, dla których zasady korporacyjne były jednak wygodniejsze niż pałka pedla czy areszt akademicki.
Istniała bowiem instytucja karceru, do której decyzją ciała profesorskiego wtrącano co krnąbrniejszych studentów. W dawnej Politechnice Ryskiej – dziś Państwowy Uniwersytet Łotewski – pomieszczenie zachowało się do dziś. Niedawno zostało odrestaurowane – także wysiłkiem państwa polskiego, gdyż Polacy stanowili 1/3 studentów tej uczelni.
Zanim jednak trafiło się do karceru, o dyscyplinę dbała korporacja. W razie wątpliwości sięgano po postępowanie honorowe, które dziś kojarzy się z pojedynkami. Należy jednak pamiętać, że pojedynek był klęską postępowania honorowego, sprawa miała bowiem być rozwiązana polubownie. Jaki miało to wpływ na zachowanie studentów? Jak zauważył jeden ze studentów Uniwersytetu Moskiewskiego, przebywający w Rydze w początkach XX w., różnica była dość istotna: „u was konsekwencją może być nawet pojedynek, więc wszyscy zachowują się w porządku, u nas natomiast panuje większa swoboda, jedyną karą jest wzajemne obicie mordy, więc każdy robi, co chce”.
Nadbałtyckie początki
Najstarsza polska korporacja – Konwent Polonia – pojawiła się na Uniwersytecie w Dorpacie. Dziś miasto nazywa się Tartu i znajduje się w Estonii. Wówczas był to uniwersytet niemiecki. Korporacje również były niemieckie, a studiujący tam Polacy długo nie mogli założyć własnej. Udało się po kilkunastu latach, m.in. dlatego, że gdy dochodziło do postępowań honorowych, Polacy dążyli do rozwiązania ich pojedynkiem na broń palną. Było to o wiele bardziej ryzykowne niż pojedynek na broń białą, więc po kilku ofiarach śmiertelnych polska korporacja powstała.
Kolejne dwie zorganizowano na Politechnice Ryskiej. Uczelnia zaczęła funkcjonować w 1864 r., w roku klęski powstania styczniowego, więc niemal natychmiast stała się najważniejszą szkołą wyższą dla Polaków z zaboru rosyjskiego. Ryga, chociaż znajdowała się w imperium carów, była miastem niemieckim i taka była politechnika. W ciągu kilku lat powstały tam dwie polskie korporacje: Arkonia oraz – w 1883 r. – Welecja. Różnice były niewielkie: Welecja była bardziej demokratyczna, zwracano się w niej do siebie „kolego”, a nie „proszę pana”; przyjmowała w swoje szeregi spolonizowanych Niemców i Żydów; była również nieco bardziej radykalna, co kilkakroć kończyło się konfliktami z władzami i zawieszaniem działalności.
Polskie korporacje wychowały kilka pokoleń Polaków, zaszczepiając im tradycje walki o ojczyznę, ale także tradycje pracy dla ojczyzny. Korporanci złożyli daninę krwi w walkach o niepodległość Rzeczypospolitej – zarówno w latach 1918–1921, jak 1939–1956. Nie do przecenienia jest ich udział w odbudowie Rzeczypospolitej.
Po I wojnie światowej Łotwa i Estonia uzyskały niepodległość, w Polsce otwarto uniwersytety i politechniki, więc trzy „korporacje bałtyckie” wróciły do ojczyzny: Konwent Polonia – do Wilna, Arkonia i Welecja – do Warszawy. Tutaj zastały rozwijający się ruch korporacyjny, który rozkwitł w pierwszych latach niepodległości. Różnił się on jednak od tradycji bałtyckich. Nowe korporacje czerpały wzorce ze studenckich ruchów z Niemiec, inne były więc korzenie, inny wygląd zewnętrzny (z charakterystycznymi deklami, czyli czapkami studenckimi), a przede wszystkim – wyraźne różnice światopoglądowe.
W niepodległej Rzeczypospolitej
Korporacje stawały się areną sporów politycznych. Welecja – jak i inne korporacje bałtyckie – politykę traktowała ostrożnie, po części ze względu na kilkudziesięcioletnie doświadczenie, po części ze względu na licznych filistrów, czyli dawnych korporantów, którzy weszli w dorosłe życie i samodzielnie zarabiali. Bałtyccy filistrzy byli starsi wiekiem i mniej podatni na radykalne ideologie.
Tymczasem sytuacja na uczeniach stawała się właśnie coraz bardziej radykalna. Przede wszystkim na scenie politycznej malało znaczenie Narodowej Demokracji, która postanowiła odzyskać inicjatywę poprzez znalezienie nowych zwolenników wśród młodzieży. Młodzież chcąca studiować pochodziła często z prowincji, miała niezbyt duże doświadczenie polityczne, łatwo dawała się przekonać do ideologii narodowej, szczególnie po utworzeniu Obozu Wielkiej Polski, szermującego populistycznymi hasłami.
W 1921 r. siedem najstarszych korporacji utworzyło Związek Polskich Korporacji Akademickich. Kilka lat później były w nim zrzeszone już 73 organizacje i ZPKA zaczął coraz wyraźniej dryfować w stronę ideologii, nie tyle nawet narodowej, co antysanacyjnej. Było to bardzo widoczne w maju 1926 r., gdy wszystkie warszawskie korporacje nakazały członkom wystąpić przeciwko Józefowi Piłsudskiemu. Wszystkie – z wyjątkiem Welecji. Wyjątek ten był podyktowany nie tyle sympatiami politycznymi, co wiarą w rozsądek własnych członków. W wyniku zamachu majowego prezydentem Rzeczypospolitej został Ignacy Mościcki, kiedyś student Politechniki Ryskiej i... filister Welecji. I znów nie była to kwestia oblicza politycznego korporacji: filistrem Welecji był przecież także Henryk Rossman, najważniejszy chyba ideolog obozu narodowo-radykalnego.
W końcu lat 20. sanacja coraz wyraźniej przegrywała walkę o sympatię młodzieży. W 1932 r. przeprowadzono reformę szkolnictwa, która ujednolicała system szkolny w całym państwie. Spotkała się ze złym przyjęciem wśród ruchu korporacyjnego. W 1933 r., na XI zjeździe ZPKA doszło do rozłamu: „młode” korporacje chciały nadać organizacji charakter jednoznacznie polityczny i antysanacyjny, na co nie zgadzały się korporacje „stare”. Dyskusja była tak zażarta, że dwanaście korporacji „starych” – pod przywództwem Arkonii, Polonii i Welecji – opuściło obrady. Smaczku sytuacji dodaje fakt, że gospodarzem zjazdu była Arkonia.
Studenckie problemy
Tymczasem wśród studentów i młodzieży licealnej narastała frustracja: studia stawały się coraz droższe, a dostanie się na uniwersytet czy politechnikę – coraz trudniejsze. Zauważano, że Żydzi, choć było ich wśród obywateli Polski niespełna 10 proc., to wśród braci studenckiej stanowili ponad 20 proc., a na niektórych kierunkach – nawet większość. Studenci narodowości polskiej domagali się parytetów podczas przyjmowania na studia.
Parytety te nazywano wówczas numerus clausus. Przestrzeganie tej zasady miało ułatwić zasiadanie studentów w miejscach wyznaczonych numerem ich indeksu, co nazwano „gettem ławkowym”. Po Holokauście słowa te jednoznacznie kojarzą się z rasizmem. W II Rzeczypospolitej miały one jednak charakter przede wszystkim społeczny i socjalny – zawsze pojawiały się wraz z hasłami o obniżeniu opłat za studia.
Dochodziło do sporów pomiędzy studentami narodowości żydowskiej i polskiej – były pobicia, zdarzały się nawet – po obu stronach – ofiary śmiertelne. Do walk używano lasek, pałek, żyletek. Po jednej i po drugiej stronie najaktywniej występowały korporacje i inne organizacje akademickie. Było ich wiele, ale mało kto znał ich nazwy. Pamiętano jedynie o dwóch najstarszych i najbardziej znanych warszawskich korporacjach – Welecji i Arkonii. Nieważne, że nie brały udziału w studenckich hucpach. Gdy kilka lat później, już po Holokauście, Julian Tuwim pisał „Kwiaty Polskie”, wspomniał o obu:
Komersów w deklach sztab wałkoni,
Draby z „Żylecji” i „Pałkonii”,
Rydzowi „bierkamraci” mili
(Razem warzyli, razem pili).
Są to słowa bardzo niesprawiedliwe dla Welecji i Arkonii, Tym bardziej, że – niestety – taka interpretacja obecna jest do dziś, zarówno w publicystyce, jak i w literaturze.
Dla Welecji problem żydowski miał specyficzny wydźwięk: Żydzi byli jej członkami, a nawet założycielami, a podstawową wartością – pozwalającą w jednym organizmie funkcjonować i socjaliście Mościckiemu, i narodowcowi Rossmanowi – była otwartość. Może nie tyle z powodu tolerancji – to słowo nie było wówczas używane w dzisiejszym jego znaczeniu – co ze względu na przestrzeganie tradycji i wierność zasadom przodków, Welecja zwalczała antysemitów. Czyniła to aktywnie: korporacja Vandea – jawnie antysemicka i głosząca, że Żydzi są pozbawieni zdolności honorowej – została zmuszona do wycofania się z tych twierdzeń. Zmuszona po tym, jak dwa postępowania honorowe wytoczone przez Welecję zakończyły się pojedynkami.
Historię polskich korporacji akademickich przerwała II wojna światowa. Na przełomie XX i XIX w. ruch korporacyjny znów odżył. Welecja, Arkonia i Polonia nawiązały kontakt z innymi korporacjami bałtyckimi z Estonii, Łotwy i Niemiec, dzielącymi ten sam system wartości. Raz do roku, zawsze w innym państwie, korporacje bałtyckie spotykają się na swoim święcie – komerszu. W tym roku organizowany jest on przez Welecję, a weźmie w nim udział 57 organizacji, nie tylko męskich, ale i żeńskich. Jak każdy z „polskich” Komerszów Narodów Bałtyckich, i ten odbędzie się pod patronatem Prezydenta Rzeczypospolitej. Tygodnik „Idziemy” jest patronem medialnym tego spotkania.