W ciągu ostatnich miesięcy kilka razy upominałam się o trwałe oznaki naszej pamięci o zwyczajnych bohaterach naszej historii. Tym bardziej więc wracam do tego teraz, kiedy mamy Zaduszki.
Kiedy zmarła jej mama, wdowa po katyńskim oficerze, dr Teresa Otmianowska postanowiła, że na nagrobku uwzględni również tatę. Był głęboki PRL i mowy nie było o tym, żeby oficjalnie upamiętniać ofiary zbrodni katyńskiej. A jednak się udało! Na lubelskim cmentarzu pojawił się napis: pamięci porucznika Filipa Bartoszewskiego, który zginął w Katyniu. Los sprawił, że tej płyty nie zniszczyła żadna zła ręka, a nawet przychodzili tam inni ludzie i jedni drugich uczyli prawdy historycznej.
Listopad – to niezwykła dla Polaków pora, żeby nie wiem jak fascynowali się inną tradycją. Poeta pisał, że to pora dla Polaków niebezpieczna. Wszędzie cienie przeszłości, wspominki i wypominki. Ale czy naprawdę wszędzie? I jakie?
W ciągu ostatnich miesięcy kilka razy upominałam się o trwałe oznaki naszej pamięci o zwyczajnych bohaterach naszej historii: rodzicach i pradziadkach, nauczycielach i lekarzach, żołnierzach i poetach, działaczkach wiejskich i partyzantach. Tym bardziej więc wracam do tego teraz, kiedy mamy Zaduszki. Przy okazji bodaj sierpniowych rocznic pisałam, że „musimy wciąż – każdy na własną rękę – dbać o ich [bohaterów naszej niepodległości] pamięć tam, gdzie można: na grobach naszych bliskich i znajomych”. – Ale jak ty sobie to wyobrażasz? – zapytała wtedy pewna pani. – Tak dosłownie?
Rzeczywiście, chodzi mi o dosłowną troskę. W listopadzie i na cmentarzach przede wszystkim. Ponieważ należę do pokolenia, które wyrastało w peerelowskiej szkole, wśród fałszowanych podręczników, zakłamanych lekcji, wśród zamilczanych poetów i pisarzy – uważam, że jest teraz naszym obowiązkiem odkłamywać, przywracać, nazywać po imieniu wszędzie tam, gdzie możemy to zrobić we własnym zakresie. A więc przede wszystkim na grobach naszych najbliższych.
Dziadek czy ojciec był żołnierzem Września, powstańcem śląskim albo wielkopolskim, walczył w powstaniu warszawskim? Urodził się we Lwowie czy w Lidzie? Był więźniem KL Auschwitz lub Kołymy? Mama była nauczycielką tajnego nauczania, babcia ma tytuł Sprawiedliwy wśród Narodów Świata? Napiszmy to na ich grobie, nie wszyscy są przecież pochowani na Wojskowych Powązkach! I nie tylko ta narodowa nekropolia ma być miejscem naszej historii, bo Zaduszki to najlepsza pora na rodzinne opowieści, z których buduje się tożsamość!
Patrzę, jak na znajomych cmentarzykach znikają – w imię praktycznego granitu, na którym już się nie powtarza starych napisów – stare nagrobki z takimi tytułami: że zmarły zginął we Wrześniu ‘39 jako kapitan rezerwy, że był lotnikiem Wojska Polskiego i jeńcem obozu Woldenberg, że się go tu upamiętnia, bo zaginął jako robotnik przymusowy w Niemczech. A można choć małą biało-czerwoną tabliczkę przykleić, żeby był znak: wdzięczności i pamięci. Dla dzieci i wnuków, żeby wiedziały, skąd przychodzą.