16 kwietnia
wtorek
Kseni, Cecylii, Bernardety
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Na marginesie PRL

Ocena: 0
1643

Określenia „margines społeczny” w PRL używano wobec wszystkich, którzy nie płynęli z nurtem. Nierzadko były to ofiary stygmatyzacji politycznej.

fot. archiwum prywatne

Ciekawą konferencję na ten temat – „Margines społeczny w komunistycznej Warszawie (1945-89)” – przygotował warszawski oddział IPN. Najlepszym przykładem owej stygmatyzacji były subkultury, a pierwszą stanowili „bikiniarze”. W Polsce „ujawnili się” oni w latach 50., jak stwierdziła Paulina Duś w referacie wygłoszonym podczas konferencji – a był to twór propagandowy. Typowy bikiniarz nie istniał, o czym świadczy choćby mnogość nazw określających tę postać. Zawsze był to jednak mężczyzna, nosił szeroką marynarkę, watowaną w ramionach, czyli „na kilowatach”, wąskie spodnie i buty na „słoninie”, czyli grubej, białej podeszwie, oraz kolorowe krawaty i skarpety. Bikiniarz fascynował się kulturą Zachodu, głównie USA, dlatego władze komunistyczne wepchnęły go do jednego worka z przestępcami, złodziejami i szpiegami.

W latach 60. po bikiniarzach zostało tylko barwne wspomnienie. Na arenę wkroczyli hipisi. – Młodzież gromadziła się wtedy w klubach, w których słuchano muzyki – aż do lat 70., gdy powszechne stały się domowe magnetofony – mówi dr Bogusław Tracz z katowickiego IPN. – Jednym z takich klubów był Folk & Protest Song Fan Club w Staromiejskim Domu Kultury w Warszawie. Jak to się stało, że władze przełknęły z angielska brzmiącą nazwę? Właściciel wytłumaczył im, że będzie się tam słuchać piosenek piętnujących politykę USA.

To był pierwszy klub hipisowski, aż do 1969 r., kiedy Służba Bezpieczeństwa zakazała wpuszczania tam osób o „nieestetycznym wyglądzie”. Hipisi spotykali się też pod empikiem – słynne jest zdjęcie na skwerku w okolicy empiku na rogu Alej Jerozolimskich i Nowego Światu, z budynkiem KC PZPR w tle. Przesiadywali też w kawiarniach: w kilkanaście osób przez kilka godzin przy jednej herbacie. Jedną z miejscówek było też duszpasterstwo akademickie przy parafii św. Jakuba przy pl. Narutowicza.

– Elita ruchu hipisowskiego, porzuciwszy dom i pracę, mieszkała w nielegalnych komunach – mówi dr Tracz. – Byli też hipisi niedzielni, na co dzień mieszkający w domu. Byli wreszcie hipisi sezonowi, którzy w roku szkolnym nosili krótkie włosy, a na wakacje zapuszczali. W przeważającej większości byli to mężczyźni, mieli od 15 do 25 lat, choć najwięcej – 16-18.

Z hipisami sympatyzowali „artyści”, których lubił wykorzystywać ich w swoich niezwykłych spektaklach-happeningach Tadeusz Kantor. – To był fenomen lat 70. – podsumowuje dr Tracz – bo byli wtedy jedyną wyróżniającą się subkulturą. W następnej dekadzie pojawiło się ich więcej: punki, rastafarianie, skinheadzi. Wielu z nich było na celowniku MO i SB.

Lata 70. to także czas wzmożonego napływu na studia cudzoziemców z Bliskiego Wschodu i Afryki. – Żyli na wyższym poziomie niż Polacy, bo utrzymywali się ze stypendiów ze swoich ambasad – mówi dr Przemysław Gasztołd z Centrali IPN. – Stypendium takie wynosiło ok. 50 dolarów, podczas gdy Polacy żyli za równowartość 20-30 dolarów miesięcznie. Przybysze mieszkali w hotelach, jadali w drogich restauracjach, a siłą napędową takiego high life’u były dewizy, ale też meliny arabsko-prostytuckie. Życie tutaj było często ucieczką przed służbą wojskową w kraju ojczystym, a podejmowane studia – zasłoną dymną.

W ich oczach SB i MO były do szpiku skorumpowane, za kilka dolarów można było załatwić wszystko. – Rzeczywiście, przestępczość na taką skalę nie byłaby możliwa, gdyby służby nie przymykały na nią oka – mówi dr Gasztold. – Być może z powodu tej korupcji nie prowadzono statystyk, które pozwoliłyby określić skalę zjawiska?

Przykładem komunistycznej manipulacji jest postać kpt. Józefa Romana Rybickiego, wybitnego – był dowódcą Kedywu Okręgu Warszawa – żołnierza Armii Krajowej, więźnia politycznego w latach 1945-54, który całe swoje życie w PRL poświęcił działaniom przeci alkoholizmowi. – Z patologią społeczną walczył z pozycji człowieka zepchniętego na margines polityczny – mówi Anna Maria Jackowska, badaczka jego biografii. – Walkę z alkoholizmem obezwładniającym naród uważał za dalszą walkę o niepodległość.

Józef Rybicki nie tylko pomagał alkoholikom, zakładał w szpitalach oddziały odwykowe, szkolił pracowników, ale także prowadził akcje w szkołach – w których nie mógł nauczać ze względu na konspiracyjną przeszłość – na obozach letnich, udzielał się w wydawnictwach, sprawdzał, czy przestrzegany jest czas sprzedaży alkoholu. Sam całe życie był abstynentem.

Wobec szeroko dyskutowanego na konferencji problemu marginalizacji środowisk wyznań niekatolickich i świadków Jehowy zabrakło choćby krótkiego referatu o prześladowaniach wiernych i duchownych katolickich – zepchniętych do bodaj największego „marginesu” PRL.

Konferencja „Margines społeczny w komunistycznej Warszawie” odbyła się 22 listopada w Centrum Edukacyjnym im. Janusza Kurtyki „Przystanek Historia” w Warszawie.
PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Absolwentka polonistyki i dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim, mężatka, matka dwóch córek. W "Idziemy" opublikowała kilkaset reportaży i wywiadów.

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 16 kwietnia

Wtorek, III Tydzień wielkanocny
Ja jestem chlebem życia.
Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 6, 30-35
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane komentarze



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter