W ostatnich latach zapanował w społeczeństwie klimat podejrzliwości.
Zaufanie jest obecne w najzwyklejszych czynnościach naszego życia: pijemy kawę w barze, nie wątpiąc w kelnera, który nam ją podaje, wsiadamy do autobusu, mając pewność, że dowiezie nas do celu, pracujemy, oczekując, że nasza firma zapłaci nam pod koniec miesiąca. Bez „oleju zaufania” międzyludzkie relacje skrzypią. Napięte środowisko pracy, rodzina, w której żąda się nadmiernych wyjaśnień, lub przyjaźń, w której każdy błąd jest rozliczany, to sytuacje, w których toniemy. Również w Kościele brak zaufania do duszpasterzy czy duszpasterzy do wiernych zabija daną wspólnotę.
Badania wskazują, że w ostatnich latach zapanował w społeczeństwie klimat podejrzliwości. Niechętnie oddajemy się w ręce specjalistów, którzy opierają swój autorytet na kryteriach historycznych, subiektywnych lub nadprzyrodzonych. Przyczyny zmiany są różne, ale główną z nich jest to, że niektóre tradycyjne instytucje zawiodły. Największe szkody wyrządzili ci, którzy dopuścili się kłamstwa. Problem polega na tym, że nie ufamy nie tylko konkretnej kłamliwej organizacji, ale podejrzliwość rozciąga się na wszystkie organizacje lub profesjonalistów pracujących w danym sektorze.
Nietzsche napisał zdanie, które dobrze oddaje konsekwencje kłamstwa: „Przeszkadza mi nie to, że mnie okłamałeś, ale to, że odtąd nie będę mógł ci wierzyć…”. Innymi słowy, kłamstwo jest nie tylko złe samo w sobie, ale unieważnia autorytet w przekazywaniu prawdy. Św. Grzegorz Wielki, żyjący w VI wieku, radził: „jeśli prawda ma wywołać zgorszenie, lepiej jest dopuścić do zgorszenia niż wyrzec się prawdy”. Piętnaście wieków później, gdy informacje błyskawicznie się rozchodzą, doświadczamy, że mówienie prawdy może być heroizmem.
Problem w tym, że zaufania nie można po prostu „zbudować” za pomocą kilku składników: kampanii marketingowej, wiarygodnych danych, szczerze brzmiących przeprosin… Ono się nie „buduje”, jest inspirowane, a druga strona może zaufać lub nie. Można natomiast pracować nad tym, by być godnym zaufania, czyli dążyć do zmiany siebie, do bycia lepszym. Chodzi o wykazanie, że ma się trzy elementy: uczciwość, życzliwość i wymagane umiejętności, jak proponował Arystoteles. To znaczy, że ufamy temu, kto jest konsekwentny w tym, co mówi; temu, kto pokazuje czynami, że chce naszego dobra; i temu, kto jest również kompetentny w dziedzinie, w której domaga się naszego zaufania.