W muzułmańskim Sierra Leone chrześcijanie stanowią zaledwie 20 proc. społeczeństwa. – W naszym dystrykcie to zaledwie ok. 2 proc. Budzi nas dobiegający z pobliskich meczetów głos muezina, ale relacje między muzułmanami a chrześcijanami układają się bardzo dobrze. Wiele jest małżeństw mieszanych. Muzułmańskie dzieci chodzą do naszych katolickich szkół – mówi Jacek Pielak.
W parafii św. Augustyna na Mszach świętych niedzielnych w kościele i kaplicach dojazdowych jest około pięciuset ludzi. – Każdy dzień rozpoczynamy Mszą świętą o siódmej rano – opowiada ks. Pielak. Wieczorem ma miejsce praca duszpasterska – spotkania z grupami katechumenów i młodzieżą. Dotychczas udało się udzielić sakramentu chrztu dwustu osobom.
SZKOŁA W BUSZU
Obok duszpasterstwa i działalności charytatywnej głównym kierunkiem pracy w polskiej misji jest prowadzenie szkół katolickich.
– Ze względu na dominujący islam pierwsi misjonarze nie mogli zaczynać od budowania kościołów. Najpierw zakładali szkoły, z myślą, że z czasem powstaną przy nich kaplice. Obecnie placówki oświatowe są nieodzowną częścią każdej parafii, a zarządzanie nimi jest jednym z głównych obowiązków księży – wyjaśnia ks. Robert Gut.
Edukacja ma olbrzymie znaczenie, ponieważ 50 proc. dorosłych nie potrafi czytać i pisać. Zamiast podpisu na dokumentach zostawiają odcisk palca.
Polska parafia prowadzi szesnaście szkół podstawowych, osiem przedszkoli, cztery szkoły średnie i centrum szkolenia zawodowego, z nauką murarstwa, stolarki, spawania, krawiectwa, od tego roku fryzjerstwa, i wyrobu lokalnych produktów. We wszystkich szkołach kształci się ponad 15 tys. dzieci i młodzieży.
Przed południem kapłani udają się do szkół, które nadzorują. Ks. Robert do szkół podstawowych, ks. Jacek – do szkół średnich. Dotarcie do nich motocyklem – 40 km drogi przez busz – zajmuje około dwóch–trzech godzin.
– Nauczanie opiera się na miejscowych nauczycielach, ponieważ często barierą jest język – miejscowi należą do wielu grup etnicznych. Największą potrzebą i zadaniem jest koordynacja pracy w placówkach szkolnych – mówi o swoich zadaniach ks. Pielak.
– W Sierra Leone istnieje obowiązek nauki szkolnej. Dzieci przychodzą do szkoły; raczej mamy problem ze zbyt dużą liczbą dzieci w klasach – dodaje ks. Gut. Klasy potrafią liczyć 50–70 osób, zdarza się, że nawet 150 osób. Jednak w porze deszczowej rodzice nie chcą posyłać dzieci do szkoły, wolą, by poszły pracować w polu, przy uprawie ryżu czy manioku.
Na analfabetyzm wpływają także niskie nakłady państwa na edukację. Szkoły publiczne są mocno niedofinansowane. Rząd opłaca pensje ok. 60 proc. nauczycieli, na jedno dziecko na semestr przekazuje tylko jednego dolara. Tym bardziej działalność edukacyjna szkół katolickich jest w Afryce nieoceniona. Do szkoły w Barmoi Munu uczęszcza sześciuset uczniów. Dzięki wsparciu między innymi Dzieła Misyjnego Diecezji Warszawsko-Praskiej udało się sfinansować prawie połowę kosztów budowy. Szkoła zyskała trzy nowe pomieszczenia.
Obecnie w „polskiej” parafii w Kambii realizowany jest projekt utworzenia centrum edukacyjnego wyrównywania szans dla dzieci i młodzieży, finansowany przez polski rząd w ramach Polskiej Pomocy Rozwojowej – Polish Aid, przy współpracy polskiej ambasady w Nigerii. – Nasi podopieczni po zajęciach szkolnych do godzin wieczornych będą mogli tutaj uczyć się, korzystać z książek w bibliotece, planujemy utworzyć laboratorium komputerowe, zorganizować zajęcia pozalekcyjne z języka angielskiego, matematyki i innych przedmiotów. Mamy nadzieję, że dalszą częścią tego projektu będzie dożywianie tych, którzy będą się tutaj uczyć – mówi ks. Pielak.
– Kontakt z dziećmi daje też możliwość dotarcia do miejscowej ludności. W wioskach szkoły są również centrami zbierającymi wszystkich ludzi, którzy tam pracują, są lokalnymi liderami, co daje możliwość ewangelizacji – mówi Jacek Pielak.
POTRZEBA RĄK DO PRACY
Zagrożeniem dla miejscowej ludności są powstające coraz to nowe sekty. Kuszą ludzi magicznymi praktykami połączonymi z miejscowymi rytuałami. Posługiwanie się imieniem „Jezus” dalekie jest od wiary chrześcijańskiej.
– Potrzeba nam rąk do pracy – nie ukrywa ks. Pielak. Okresowo na misję przyjeżdżają klerycy z Wyższego Seminarium Duchownego Diecezji Warszawsko-Praskiej.
Abp Henryk Hoser SAC dwukrotnie odwiedził misję, drugi przyjazd okupił ciężkim przebiegiem malarii. – Ludzie pamiętają tamte pobyty, kiedy jeden z mieszkańców dowiedział się o śmierci abp. Hosera, rozpłakał się. Afrykańczycy tak emocjonalnie przeżywają relacje – mówi ks. Pielak.
Niedziela misyjna w Sierra Leone obchodzona jest niezwykle uroczyście. – W ogóle cały październik jest miesiącem, kiedy przypominamy o odpowiedzialności za to dzieło, które przynieśli misjonarze, za rozwiniętą sieć szkół oraz że czujemy się odpowiedzialni za inne misje – mówi ks. Pielak. Skromne ofiary zebrane dla misjonarzy pracujących w innych częściach świata są wielkim darem serca parafian z Kambii.