Zmiana (albo przynajmniej jej postulowanie) sposobu mówienia o umieraniu zwierząt wynika z tego, że współcześnie ludzie mają do zwierząt zupełnie inny stosunek niż dawniej.
fot. Pixabay | link
Jest to zresztą bardzo ciekawy problem także językowy (dość przywołać neologizmy typu psiecko czy psiama), do którego może jeszcze kiedyś wrócę. Dotyczy on przy tym przede wszystkim zwierząt w szczególny sposób bliskich. Warto to w tym miejscu mocno podkreślić. Czytałem i słyszałem bardzo wiele wypowiedzi, których autorzy stanowczo twierdzili, że zwierzęta umierają, a nie zdychają. Myślę jednak, że gdyby zacząć z takimi osobami rozmowę o konkretach, to sprawa okazałaby się znacznie bardziej skomplikowana. O ile bowiem dla bardzo wielu z nas zrozumiałe jest mówienie, że czyjś ukochany koń, pies, kot, ale też np. chomik czy kanarek zmarł (lub odszedł), a nie zdechł, o tyle jednak chyba mało kto (jeśli ktokolwiek) powie, że umarła uderzona packą mucha czy przecięta szpadlem dżdżownica… Wydaje mi się, że mówienie o tym, że jakieś zwierzę umarło, pojawia się dopiero wówczas, gdy ktoś jest z nim emocjonalnie związany. Czyli dotyczy ono przede wszystkim niektórych ssaków, ewentualnie przedstawicieli innych gatunków, jeśli są one trzymane w domach, jeśli się je hoduje dla przyjemności, pielęgnuje itd. Wyobrażam sobie zatem, że np. hodowca pająków ptaszników albo właściciel żółwia czy węża także powie o swoim ulubieńcu, że umarł ze starości.
Ciekawym wyjątkiem jest mówienie o śmierci pszczół. Otóż już dawno utrwaliło się (i było powszechnie akceptowane) używanie form typu pszczoła umarła, pszczoły umierają. Tym razem nie chodzi jednak o emocjonalny stosunek do konkretnego owada, lecz o szczególne miejsce, jakie pszczoła zajmuje w kulturze (symptomatyczne jest, że pracowita pszczoła pojawi się nawet w tzw. „Orędziu paschalnym”, czyli starożytnej pieśni wykonywanej podczas najważniejszej liturgii w roku).
Warto tu przywołać przykład języka angielskiego: wprawdzie i w odniesieniu do człowieka, i do zwierzęcia użyjemy czasownika to die, ale jeśli opisujemy same zwierzęta, to wyraźnie je różnicujemy. Otóż generalnie rzecz biorąc, na określenie zwierzęcia stosujemy zaimek it ‘to’ (jak na określenie rzeczy), ale już w odniesieniu do zwierząt domowych używamy she/he ‘ona/on’ (a więc form takich samych jak w odniesieniu do ludzi).
Wróćmy jednak do polszczyzny. Jak widać, to zmieniająca się postawa wobec świata (zwłaszcza wobec świata zwierząt) i związane z nią emocje sprawiają, że coraz więcej osób mówi o tym, iż jakieś bliskie im zwierzę umarło.
Dlaczego jednak czasownik zdychać odbierany jest tak negatywnie? O tym już za tydzień.