Miłosierdzie rozumie się zazwyczaj jako pobłażliwość lub upokarzające politowanie. Tymczasem chodzi o odwagę okazywania miłości. Ludzie miłosierni nie wstydzą się okazywania współczucia i dobroci. Podejmują codzienny wysiłek wyboru większego dobra wśród okoliczności sugerujących mniejsze zło. W świecie, w którym najważniejsze są legalizm i procedury, a uczucia poniżają, wręcz kompromitują, błogosławieni są ci, którzy mają wrażliwe serce.
Benedykt XVI uczy, że miłosierdzie idzie w poprzek wszelkich struktur politycznych. Nie jest światopoglądem ani ideologią. Jest całkowicie ponad ludzkimi kryteriami i klasyfikacjami, „etykietkami i szufladkami”. To dowodzi jego nadprzyrodzonego charakteru. Bóg pragnie każdego ocalić, czyli zbawić. Jest otwarty na dobro rodzące się także gdzie indziej i inaczej obecne. Jezus z nikogo nie rezygnuje, nikogo nie przekreśla. Dla Niego nie ma nieprzyjaciół: są tylko bardziej lub mniej zranieni i oszukani, siedzący wciąż za zamkniętymi od wewnątrz drzwiami i czekający na słowa: „Pokój wam! Weźcie Ducha Świętego!”(J 20,19.22).
Tę błogosławioną postawę należy rozumieć bardzo konkretnie. I katechizm podaje praktyczne wskazówki, jak być miłosiernym. W tym miejscu trzeba przypomnieć sobie właśnie uczynki miłosierdzia względem ciała: łaknących nakarmić, spragnionych napoić, nagich przyodziać, podróżnych w dom przyjąć, więźniów pocieszać, chorych nawiedzać, umarłych grzebać. Natomiast uczynki miłosierdzia względem duszy to: grzeszących upominać, nieumiejętnych pouczać, wątpiącym dobrze radzić, strapionych pocieszać, krzywdy cierpliwie znosić, urazy chętnie darować, modlić się za żywych i umarłych.
Jako materiał do rachunku sumienia warto też wykorzystać współczesną trawestację katalogu uczynków miłosierdzia – czy raczej niemiłosierdzia – względem duszy: nieumiejętnych wykorzystać, wątpiącym przytakiwać, grzeszących sponsorować, krzywdy cierpliwie notować, urazy chętnie rozdawać, modlić się za żywych, aby zmarli; smutnych dołować.
![]() | ks. Jan Sawicki |